Weź własne zdrowie we własne ręce Człowiek nie umiera od chorób, człowiek umiera od lekarstw. Galen |
Czy zakaz
przeprowadzania sekcji zwłok był wymysłem kościoła? Prawdopodobnie nie. To był zakaz
przekazany przez Bogów, by ustrzec ludzi przed błędami działających po omacku,
przed pochopnym "tworzeniem" potworów. Badania nowoczesnej biotechnologii i genetyki mogą
zostać wykorzystane w sposób, o którym my maluczcy mamy tylko mgliste pojęcie.
Czy przypadkiem współczesna medycyna jako nauka "wyzwolona" nie brnie w
ślepy zaułek? Dlaczego odrzucono wiedzę starożytnych? Czy dlatego, że były to zabobony?
A co w zamian daje nam medycyna? Chemiczne leki "szybkiego reagowania", które
likwidując jeden objaw
wpędzają nas w następną chorobę. Specjalista od serca potrafi "rozwalić" nam wątrobę,
bo wątroba to nie jego specjalność. Dziś, gdy człowiek zachoruje rozpoczyna wędrówkę od
cierpienia do cierpienia i nie wie kiedy ją zakończy i czy zakończy szczęśliwie.
Doskonale współdziałający organizm jakim jest człowiek, jest dziś traktowany jak
zepsuty samochód w warsztacie samochodowym. Problem jest taki, że samochód
do człowieka ma się tak, jak ręczny świder do komputera. Czasy, w których żyjemy,
są czasami absurdu. Człowiek, który ratuje tonącego może być ukarany za to, że nie
posiada karty pływackiej.
Od najmłodszych lat jesteśmy oswajani z widokiem białego kitla i to tak dogłębnie,
że lekarza uważamy niemal za cudotwórcę. Jesteśmy przeświadczeni, że nikt
inny tylko On potrafi nas wyleczyć ze wszystkich dolegliwości i chorób. Niemal z
namaszczeniem przełkniemy wszystko, co nam zaaplikuje nie zastanawiając się nawet,
czy nie popełnił jakiegoś błędu. Lekarz to zawód i jak w każdym zawodzie są
ludzie z powołania, są dobrzy rzemieślnicy, ale są i partacze. Lekarz to też człowiek
i też może popełnić błąd, tyle tylko że
jego błąd może mieć nieobliczalne konsekwencje. Odrzucenie przez nowoczesną medycynę
tak zwanej "medycyny ludowej" rzuciło ją w ramiona wyspecjalizowanych koncernów
chemicznych, które jak
wskazuje coraz więcej informacji, zamiast leczyć zaczynają nas truć, a nawet zabijać. Czy
medycynę należy obarczać całą winą? Z pewnością nie. To człowiek zrobił się wygodny
i własne zdrowie oddał w ręce innych. Z własnego wygodnictwa odrzucił wiedzę
przodków i choć
porusza się po aptece z ogromną ilością leków nie potrafi ich rozpoznać i użyć.
Nasze państwo też przykłada swoja rękę do wprowadzania ludzi w błąd.
Kto ogląda telewizję lub słucha radia jest wprost bombardowany reklamami cudownych leków
prezentowany przez fałszywych lekarzy, połączonych z rymowankami typu
"kiła ci minie po flegaminie",
natychmiastowych odchudzanek w rodzaju 14 kilogramów w jeden tydzień, czy wprost cudownych
jogurtów, które nie psują się nawet po dwóch tygodniach. Mądry skrzywi usta w pogardliwym uśmiechu,
ale nieświadomy natychmiast kupi. I o to w tym wszystkim chodzi, bo towar na półce
to zamrożony pieniądz producenta. Nie jest ważne czy produkt jest zdrowy, ważne jest żeby
szybko sprzedać. A wystarczy się zastanowić jak smakuje zsiadłe mleko po tygodniu, by
natychmiast zrozumieć, że coś musiano dodać, by taki jogurt przetrwał. Wszyscy
i to w szybkim tempie, stajemy się magazynami broni chemicznej.
Jest i druga strona medalu. Żadne państwo nie jest zainteresowane edukowaniem swych obywateli
na temat zdrowego żywienia z bardzo prozaicznego powodu. Po pierwsze - uderza to
w przemysł rolno-spożywczy a przy okazji w przemysł chemiczny. Nie jedząc
szkodliwego białego chleba i cukru puścilibyśmy "z torbami" piekarzy, cukierników i
cukrowników, a gwałtowny spadek spożycia niezdrowego mleka
odczuli by hodowcy i cały przemysł mleczny. A po drugie - co by się stało, gdyby
zacząć uczyć od
przedszkola zasad zdrowego żywienia?
Po dwudziestu latach okazałoby się, że lekarze
nie są wcale potrzebni i należałoby służbę zdrowia zredukować do pogotowia ratunkowego
uczestniczącego tylko w ratownictwie medycznym. To nie zdrowie ludzi jest najważniejsze.
Najważniejszy jest zysk ze sprzedaży niezdrowej żywności i zysk koncernów farmaceutycznych
na leczeniu ludzi. To dlatego jesteśmy zasypywani reklamami "Big-Maców", "Marsów",
czekoladek i pomysłami polityków na "szklankę mleka dla każdego ucznia", a zaraz potem
złotymi środkami na "wszelkie bóle i swędy". Żyjemy naprawdę w dziwnym kraju -
z najtańszej mąki wypieka się najdroższy chleb, a głupcy zamiast się leczyć sięgają
po władzę.
Nie ma sensu negowania naukowej medycyny, bo przecież w domu nie
złożymy sobie złamanej nogi czy przyszyjemy ucho odgryzione przez łagodnego psa.
Medycyna jest potrzebna
do leczenia nagłych i ciężkich przypadków, do ratowania ludzi w katastrofach i
wypadkach, a my pędzimy do lekarza już po ukąszeniu komara.
Odradza się, choć powoli, medycyna naturalna i ziołolecznictwo.
Medycyna stosowana przez nasze babcie, a czasem jeszcze przez mamy nauczone
przez swoje matki. Dlaczego powoli? Po pierwsze literatura na ten temat jest wydawana
w bardzo małych nakładach (bo kto to będzie czytał?), po drugie trudno jest zwalczać
narzucony nam od młodości schemat "choroba-lekarz-ozdrowienie", a po trzecie do ataku ruszyły
połączone siły koncernów farmaceutycznych zarabiajających krocie
na terapiach prowadzonych za pomocą produkowanych przez siebie chemikaliów.
Środek naturalny leczący chorobę nie zostanie dopuszczony do oficjalnego użytku, dopóki
nie zostanie dogłębnie rozłożony na czynniki pierwsze przez chemików, a szanowne
grono medyków nie zrozumie na czym polega jego działanie, czyli w praktyce nigdy.
Chemicy po pewnym czasie wyekstrahują jakiś związek chemiczny i to on wejdzie do
medycyny jako lek oficjalny, przynosząc jednocześnie zyski producentowi. Otrzymamy nowy
super lek, a po wielu latach zaczną się procesy o odszkodowanie za groźne
skutki uboczne, których nauka nie potrafiła przewidzieć.
|