Lekarstwa na wszystko
czyli jak reklamy farmaceutyków w Polsce biją rekordy nierzetelności
Artykuł Andrzeja Dyszla z "Przeglądu"

Reklamy leków sprzedawanych w Polsce często oszukują potencjalnych klientów, wprowadzają ich w błąd lub zachęcają do kupna sposobami sprzecznymi z prawem. Przykładów na to można podać setki. Oto kilka, tylko z ostatnich tygodni.

Reklama środka MANTI GASTOP (na zgagę i wzdęcia, producent US Pharmacia) prezentowała wykres, wedle którego zawartość substancji leczniczej w tym specyfiku była nieproporcjonalnie większa niż w konkurencyjnych lekach, co dodatkowo podkreślono słowem "max". Dzięki temu przeciętny zjadacz leków mógł myśleć, że "manti gastop" jest Bóg wie ile razy skuteczniejsze od konkurencji. Tymczasem była to zwykła bujda, bo w rzeczywistości różnice w zawartości porównywanych specyfików są niewielkie. Reklama więc, jak mówi Główny Inspektorat Farmaceutyczny, "nierzetelnie obrazuje porównywany parametr, przez co wprowadza w błąd co do zawartości substancji czynnej tych produktów".

W reklamie DIAPRELU MR (firma Servier, dla diabetyków) zaprezentowano quiz zawierający pytania promujące ten lek, z powołaniem się na wykłady przedstawione podczas IX Sympozjum Diabetologicznego w Szczyrku (podobne konferencje i sympozja zwykle odbywają się w atrakcyjnych kurortach). Tyle że wykłady, o których mowa, wygłosili w Szczyrku... producenci "diaprelu MR", a wyniki IX Sympozjum nie zostały nigdzie opublikowane. W dodatku producent twierdził, że lek ma zarejestrowane wskazanie antymiażdżycowe i skutecznie hamuje rozwój tej choroby, co w świetle ekspertyz krajowego konsultanta ds. angiologii i prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych jest lipą.

Podobnie producenci BISOCARDU (Polfa Rzeszów), preparatu na nadciśnienie, dają do zrozumienia, iż leczy on również chorobę niedokrwienną serca, co nie jest prawdą.

Producenci FASTUM ŻELU (Menarini), który w telewizji ma natychmiast pomagać dziadkowi niemogącemu się wyprostować, zapewniają natomiast, iż dzieje się to dzięki "unikalnej formule żelu". Ale w rzeczywistości ani formuła nie jest unikalna, ani chory dziadek się nie wyprostuje od nasmarowania żelem.

Nabywcom antynikotynowych plastrów NICORETTE (Pfizer) obiecuje się w prezencie kosmetyk. Tymczasem tego robić nie wolno, bo jest to "oferowanie w sposób bezpośredni korzyści materialnej w zamian za zakup produktu leczniczego", prawnie zabronione w przypadku leków - czyli coś w rodzaju korumpowania klienta, który (zachęcony prezentem) może się skusić na specyfik wcale nie najbardziej odpowiedni dla siebie.

Wzdęcia w altanie

Z kolei wytwórcy CONTROLOCU 20 i 40 (Altana Pharma), pomagającego w leczeniu wrzodów żołądka, zapewniają, iż działa on bezpiecznie i nie wywołuje interakcji z innymi lekami. Otóż właśnie wywołuje, a także może spowodować bóle i zawroty głowy, biegunkę, zaburzenia smaku, wzdęcia, wysypkę itd.

Ale najdalej poszli producenci MELATONINY 5 mg i 3 mg (K&K Medicplat), która oficjalnie jest zarejestrowana jako środek pomocniczy w zaburzeniach snu, tymczasem reklamowana jest jako preparat przyczyniający się do... hamowania wzrostu komórek rakowych i wspomagający zwalczanie chorób nowotworowych, a także opóźniający proces starzenia.

Oczywiście to, jaki przekaz kierowany jest do widzów i czytelników, zależy od specjalistów zajmujących się reklamą i marketingiem. Producenci mają jednak głos decydujący i mogą się nie zgodzić na taką czy inną formułę działań reklamowych. A nakłady na te cele rosną z roku na rok - w 2000 r. firmy produkujące leki i zajmujące się ich sprzedażą wydały na reklamę w Polsce zaledwie 450 mln zł, w roku ubiegłym zaś ponad miliard. Jest o co walczyć, bo Polacy, jak wszystkie starzejące się społeczeństwa, wydają coraz więcej na medykamenty (a nasze jest w dodatku na dorobku, co wzmacnia tę tendencję). W 2005 r. zjedliśmy lekarstw za ponad 18 mld zł, o 7% więcej niż w 2004 r. Na naszym rynku sprzedawanych jest 10 tys. najrozmaitszych specyfików. Nikt nie wie, ile z nich jest reklamowanych, ale na pewno niemało.

Wykonać natychmiast

Na przykładzie lekarstw bardzo dobrze widać przekrój wszystkich nierzetelnych technik, jakie wypróbowują na nas twórcy reklam farmaceutycznych. We wszystkich opisanych tu przypadkach, i wielu innych, główny inspektor farmaceutyczny, min. Dorota Duliban, wydała nakazy natychmiastowego zaprzestania reklamy. W tym roku, do 24 marca, było 13 takich decyzji, w 2005 r. - 54, rok wcześniej podobnie. Przy tak ogromnych pieniądzach, jakie wchodzą w grę, decyzje zakazujące reklamowania leków nie są chętnie przyjmowane. Dlatego stosuje się różne wybiegi: nasilone emitowanie reklam w okresie od czwartku do niedzieli, zanim GIF zdąży się do nich ustosunkować; nakręcanie spotów od razu w paru wersjach, bardziej i mniej "zachwalających", wycofywanie niektórych oferowanych medykamentów z kategorii produktów leczniczych, gdzie ograniczenia narzucone prawem farmaceutycznym są bardzo surowe. A czasami - choć rzadko - po prostu gwiżdże się na zakazy i prowadzi działalność reklamową dalej.

Decyzje nakazujące zaprzestania prowadzenia reklamy lub ukazywania się jej bądź polecające usunięcie naruszeń prawa mają rygor natychmiastowej wykonalności. Przepisy kwalifikują niewykonanie takiej decyzji jako przestępstwo podlegające karze grzywny. W trzech przypadkach związanych z niewykonaniem decyzji GIF skierowano do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - wyjaśnia Dorota Duliban.

Za dużo powiedzieli

GIF bardzo celnie wychwytuje przypadki nieuczciwej reklamy, zwłaszcza że pomaga mu w tym "życzliwa" konkurencja (walka na naszym rynku farmaceutycznym jest bardzo ostra). Dość powiedzieć, że żadna z naszych decyzji nakazujących wstrzymanie reklamy, wydanych w latach 2005-2006, nie została uchylona w postępowaniu odwoławczym - podkreśla Dorota Duliban.

Trzeba jednak też stwierdzić, że niekiedy decyzje o zakazie reklamy mogą chyba być po trosze motywowane przesłankami ideologicznymi. Oto producent pigułek antykoncepcyjnych rozpowszechniał ulotki zatytułowane "Informacja dla pacjentek". Ponieważ specyfików sprzedawanych na receptę nie wolno reklamować (zachęcałoby to lekarzy i pacjentów do sięgania po nie częściej, niż uzasadniają to względy medyczne), w ulotce nie ma żadnego zachwalania, lecz tylko w miarę sucha informacja niepodająca nazwy sprzedawanego produktu. Z jednym wyjątkiem - w opisie dotyczącym przyjmowania pigułek ich nazwa została wymieniona, co GIF uznał za informowanie, mające zwiększyć liczbę wypisywanych recept oraz sprzedaż - i tydzień temu zakazano rozpowszechniania tych ulotek.

Można to jednak zrozumieć, bo pani minister, choć jest znakomitym fachowcem i wyraźnie zaktywizowała działalność Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, objęła swoje stanowisko za poprzedniej ekipy i stopień akceptacji nowej władzy dla jej działań nie jest bez znaczenia. A wiadomo, że rządzący są dziś bardzo czuli na punkcie poprawnego politycznie stosunku do antykoncepcji.


Szkoda tylko, że GIF działa po fakcie. Co jak co, ale każda reklama leków powinny być najpierw obejrzana przez GIF i dopiero po akceptacji dopuszczana do emisji. Cóż z tego, że każe się zdjąć reklamę po kilku dniach, jak w tym czasie można pogorszyć zdrowie kilkuset naiwnym chorym. Cóż, chcieliśmy Europy - dostaliśmy jej gnój.

Jak oszukać konsumenta
czyli jak reklamy "zdrowej żywności" w Polsce oszukują konsumentów
Artykuł Doroty Bugajskiej (interia.pl)

Najlepsza na świecie margaryna, najzdrowszy jogurt, sok z najstaranniej dobranych owoców i warzyw, a wszystkie te właściwości potwierdzone przez poważne instytucje państwowe. To mówią reklamy, a jak jest naprawdę? Wiele sloganów reklamowych głosi zgrabne hasła, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. Do tej pory nikt specjalnie się tym nie przejmował, ale teraz ma się to zmienić. Parlament Europejski pracuje nad projektem, który zakłada, że każda reklama zachwalająca walory żywności, musi mieć na nie dowody w postaci rzetelnych badań naukowych.

Nie leczy, nie zapobiega chorobom

Jeśli nowe prawo wejdzie w życie, to spore problemy mogą mieć producenci jogurtów, którzy twierdzą, że ich spożywanie poprawia stan zdrowia i odporność. Chodzi tu szczególnie o jogurty probiotyczne, takie jak Actimel, Activia czy Benefit. Faktem jest, że bakterie probiotyczne zawarte w jogurtach korzystnie działają na organizm, ale twierdzenie, że regularne ich picie zapobiega chorobom, to już przesada. W podobny sam sposób działają zwykłe jogurty, zsiadłe mleko, kiszone ogórki czy kapusta. Naukowcy przekonują, że odporność naszego organizmu zależy od jak największej liczby korzystnych bakterii w przewodzie pokarmowym, do których należą przede wszystkim nasze własne bakterie jelitowe.

Tworzą one barierę przeciw mikroorganizmom wywołującym choroby i stymulują w ten sposób system immunologiczny. Jeśli zaś chodzi o bakterie znajdujące się w jogurtach, to po zjedzeniu nie są one w stanie utrzymać się przy życiu i w wystarczającej liczbie skutecznie dotrzeć do jelita grubego. Wprowadzone dodatkowo mikroorganizmy mogą co najwyżej wesprzeć florę bakteryjną przejściowo. Dlatego picie jogurtów z probiotykami na pewno nie zaszkodzi, ale także szczególnie nie pomoże. Jedyną właściwością probiotyków, która została udowodniona, jest łagodzenie przebiegu biegunki zakaźnej u dzieci.

Tylko jedna właściwość prawdziwa

Już w 2003 roku sprawą Actimela zainteresował się Francuski Dyrektoriat Generalny ds. Konkurencji, Spraw Konsumenckich oraz Walki z Oszustwami, który poprosił Francuską Agencję ds. Bezpieczeństwa Sanitarnego Żywności (AFFSA) o ocenę dowodów naukowych uzasadniających twierdzenia umieszczane na etykiecie Actimela. Twierdzeń było dziesięć, m.in., że Actimel pomaga wzmocnić naturalne siły obronne organizmu, pomaga w walce z niektórymi codziennymi zagrożeniami, reguluje układ odpornościowy itp. Po półrocznych badaniach, stwierdzono, że tylko jedna opinia podana na etykiecie Actimela jest zgodna z prawdą, mianowicie: "produkt pomaga wzmacniać naturalne siły obronne organizmu".

Agencja zasugerowała jednak także zmianę jego treści na: "produkt uczestniczy w procesie wzmacniania naturalnych sił obronnych organizmu". Reszta stwierdzeń zdaniem AFFSA jest nieprecyzyjna lub nieuzasadniona naukowo. Za nie do przyjęcia naukowcy uznali m.in. twierdzenie "reguluje układ odpornościowy". Agencja poleciła umieszczenie na etykiecie informacji, że korzystne działanie Actimela jest uzasadnione tylko podczas spożycia i ustaje bardzo szybko po zaprzestaniu. Taka informacja na produkcie nie pojawiła się.

Kontrowersyjne atesty

Dobrym sposobem na przekonanie konsumentów do kupienia tego, a nie innego produktu, jest atest instytucji państwowych. Produkt staje się wtedy dużo bardziej wiarygodny. Jednak sprawa z atestami w Polsce jest dość kontrowersyjna. Zdarza się, że atesty przyznawane są nie na podstawie przeprowadzanych w ośrodku badań, lecz w oparciu o materiały przysłane przez producenta produktu. Za możliwość umieszczenia na opakowaniu produktu logo instytutu koncerny płacą olbrzymie pieniądze, dlatego często dochodzi do nadużyć. Naukowcy za odpowiednie pieniądze wystawiają taką opinię, jaką chcą koncerny.

Badania jakościowe, które przeprowadzono w Niemczech, przyniosły zatrważające rezultaty. Okazało się, że niektóre produkty zatwierdzone przez polskie instytucje badawcze albo w ogóle nie nadawały się do jedzenia, albo były złej jakości. Niepokojące było to, że najwięcej zastrzeżeń dotyczyło żywności polecanej przez Instytut Matki i Dziecka. Między innymi okazało się, że polecana do picia przez niemowlęta woda Żywiec Zdrój ma więcej bakterii niż woda z kranu. Podobnie było z "najzdrowszą kawą w Polsce," czyli kawą Astra. Sprawę ujawnił miesięcznik "Świat Konsumenta". Zarówno niemiecki ośrodek, jak i poznański sanepid wykryli w kawie dwukrotnie więcej toksycznych substancji niż dopuszczają normy.

Będzie inaczej

Jak pisał "Dziennik", nowe prawo ma zostać przyjęte już w połowie kwietnia. W Polsce weszłoby w życie jesienią. Koncerny spożywcze już dziś muszą więc zastanowić się nad zmianą strategii reklamowych. Gdyby się bowiem okazało, że podane właściwości nie mają zastosowania w praktyce, to producenci zmuszeni będą do wycofania produktu z rynku lub zapłacenia wysokich odszkodowań. Przykłady nadużyć w reklamach można mnożyć. Pozostaje mieć nadzieję, że nowy przepis wejdzie w życie, a koncerny spożywcze będą go przestrzegać i gdy kupimy najzdrowszy na świecie sok, to on rzeczywiście taki będzie.


Ciekawe, co tak nastraja optymistycznie? Rząd Leppera z LePeRem? To jaką pogodoodporność reklamuje pan Łysopogodowy z TVN?

Reklamy leków mogą być szkodliwe
Niektóre reklamy leków zagrażają zdrowiu pacjentów - ostrzegają eksperci.
PAP (wp.pl)

Główny Inspektorat Farmaceutyczny wydał już 166 decyzji nakazujących natychmiastowe wstrzymanie emisji reklam. Często przyczyną interwencji było wprowadzanie odbiorców w błąd, co do działania reklamowanego specyfiku - informuje "Dziennik Polski". Dotychczasowe metody zwalczania nieuczciwych praktyk okazały się niewystarczające, m.in. dlatego powstają nowe kodeksy etyczne, ograniczające swobodę reklamodawców. Już teraz poszkodowani mogą zgłaszać skargi do nowopowołanej Rady Reklamy - instytucji działającej pod egidą stowarzyszeń branży producentów i emitentów reklam.

Od kilku miesięcy obowiązuje nowy Kodeks Farmaceutycznej Etyki Marketingowej, przyjęty przez stowarzyszenia reprezentujące producentów leków. Reklama powinna tylko informować o istnieniu leku, a nie zachęcać do jego stosowania. Problem podejmowania nieprzemyślanego samoleczenia pod wpływem reklam dotyczy w szczególności osób starszych - podkreśla dr Jarosław Woroń z Ośrodka Monitorowania Działań Niepożądanych Leków Collegium Medicum UJ. Z badań wynika, że Polacy po 60 roku życia przyjmują średnio ok. 7 leków w sposób stały, z czego 2 to leki wydawane bez recepty. Doktor Woroń ostrzega, że nawet reklamowane jako całkowicie bezpieczne preparaty ziołowe mogą zagrażać zdrowiu pacjenta. Popularne wyciągi z dziurawca zmniejszają skuteczność m.in. leków na nadciśnienie i cukrzycę, zaś miłorząb japoński szkodzi pacjentom zażywającym równocześnie aspirynę.

Pracownicy Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego radzą, by kupujący zwracali szczególną uwagę na składniki reklamowanych produktów. Na rynku pojawia się wiele farmaceutyków o tym samym składzie i różnych nazwach - m.in. środków przeciwbólowych zawierających paracetamol. Mam nadzieję, że nowe kodeksy wywołają oczekiwany skutek, chociaż nie należy spodziewać się zbyt wiele. Stary kodeks etyki farmaceutycznej nie przyniósł żadnych wymiernych rezultatów - mówi Adam Kliś, dyrektor Departamentu Organizacyjno-Prawnego Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Główny Inspektorat Farmaceutyczny wydał już łącznie 166 decyzji nakazujących natychmiastowe wstrzymanie emisji niedozwolonych reklam leków. Najczęstszą przyczyną interwencji było złamanie przepisów zakazujących reklamy porównawczej leków dostępnych bez recepty, a także wprowadzanie odbiorców w błąd, co do działania reklamowanego leku.


Zawsze słychać jedną katarynkę - zapoznaj się z ulotką lub skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą (unijna metoda unikania odpowiedzialności). Tyle, że czcionka wysoka na niecały milimetr, lekarze strajkują, pielęgniarki się nie znają, a farmaceuta musi to sprzedać.

Instytuty naukowe - reklamują zamiast badać?
Publiczne instytuty badawcze, które powinny badać przydatność do spożycia produktów oferowanych na naszym
rynku, zajmują się rekomendowaniem ich potencjalnym nabywcom, za co otrzymują pieniądze od producentów

Przekrój

Rekomendacja Centrum Zdrowia Matki Polki widnieje na wzmacniającym preparacie z rekina Preventicu, który, jak głosi reklama, może powstrzymać powstawanie nowych komórek nowotworowych. Specjalista farmakolog dr Wojciech Matusewicz uważa, że nie ma dowodów na zbawienny wpływ rekina na zdrowie człowieka, a pacjent, który uwierzy reklamie popartej autorytetem CZMP, mógłby na przykład odstawić leki przeciwnowotworowe.

Z kolei Instytut Matki i Dziecka poleca wodę Żywiec Zdrój w żywieniu najmłodszych. Badania przeprowadzone w niemieckich laboratoriach na zlecenie miesięcznika "Świat Konsumenta" wykazały, że w tej wodzie jest więcej bakterii niż w wodzie z kranu. Gdyby to była kranówa, sanepid odciąłby jej dopływ - stwierdził doktor Hałat, były Główny Inspektor Sanitarny. Również na prośbę "Świata Konsumenta" przebadano inne rekomendowane produkty, w tym Danonki i Morlinki, polecane przez Instytut Matki i Dziecka. Okazało się, że zarówno serki Danonki, po których, dzieci mają "mocne kości", jak i parówki Morlinki, po których "rosną w siłę", powinny być podawane maluchom sporadycznie.

W rozpuszczalnej kawie Astrze Classic polecanej przez Instytut Żywności i Żywienia niemieccy laboranci znaleźli dwukrotnie więcej trującej ochratoksyny A wytwarzanej przez pleśń, niż zezwalają na to europejskie normy. Naukowcy zwyczajnie sprzedali się koncernom - twierdzi dr Zbigniew Hałat, lekarz epidemiolog, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów. Producenci żywności wynajmują państwowe ośrodki naukowe, by te w zakamuflowany sposób promowały ich produkty. Mamy do czynienia z medycyną reklamową, która nie ma nic wspólnego z prawdziwą medycyną, a jedynie z cynicznym zarabianiem dużych pieniędzy.