Nie ma ludzi zdrowych - są tylko nie przebadani, głosi stara maksyma medyczna. Dopóki człowiek jest młody nie zastanawia się zbytnio nad tym co je, jak się ubiera i w ogóle ma przeświadczenie, że jest nieśmiertelny. Twój procesor "Mózgotell" odpowiedzialny za zdrowie włącza się im dopiero w przypadku pierwszej cięższej choroby, gdzie przykuty do łóżka ma wreszcie czas, aby zastanowić się nad kruchością tego co nazywamy zdrowiem. Wtedy rośnie popyt na literaturę z kręgu medycyny, nie tylko naukowej. Taka literatura rośnie w Polsce jak grzyby po deszczu. Ale pamiętaj, że są też grzybki trujące, a i u nas nie brak szarlatanów, którzy za marną złotówkę wyślą Cię przed oblicze Najwyższego. Dzięki pewnemu małżeństwu z Gdańska przedstawię Ci jedyny autorytet w Polsce, który leczy... żywnością. Aptek z takimi lekami jest w Polsce tysiące, Twoim zadaniem jest tylko wybrać najzdrowsze leki.
Ojciec Jan Grande
Ojciec Jan Grande (na zdjęciu) należy do zakonu ojców bonifratrów. Urodził się
w roku 1934 w okolicach Grodna. Jak olbrzymia większość Polaków tam zamieszkałych doznał
"dobrodziejstw" bolszewizmu. Zesłany z rodziną, wojnę przeżył na dalekiej Syberii na
pograniczu mongolskich stepów Kirgizji. To tam, jak sam mówi, pobierał pierwsze
nauki ze zdrowego żywienia. Z ziołolecznictwem zetknął się już na Syberii, potem
w Tybecie, Kijowie i Petersburgu. Studiował starą szkołę wschodniej medycyny
niekonwencjonalnej. Po powrocie do Polski ukończył szkołę felczerską i wiele lat pracował
w służbie zdrowia. W 44 roku życia wstąpił do zakonu. Warszawa, Łódź i wreszcie
Wrocław, gdzie przebywa i leczy do dzisiaj. Jest jednym z najbardziej obleganych
zakonników i bez przerwy naprawia to, co zepsuła dzisiejsza cywilizacja.
Marzena i Tadeusz Woźniakowie - małżeństwo dziennikarzy gdańskich,
które w roku 1995 przypadkowo natrafiło na maszynopis z
relacją ze spotkania z ojcem Janem Grande, poświęconą zdrowemu żywieniu, a właściwie
poradnictwu żywieniowemu, jakie zakonnik odbył w Łodzi w roku 1990. Jego wykład
"Opowiadanie o sposobie żywienia i pielęgnowania organizmu ludzkiego" zaowocował
artykułami w "Wieczorze Wybrzeża", a następnie książką (dziś biały kruk) "Ojca Grande
przepisy na zdrowe życie".
Mimo braku szumnej reklamy, przed kioskami "Ruchu" i księgarniami tworzyły się
długie kolejki. Szczęśliwcami zostało tylko nieco ponad 1% Polaków. Dziennikarze z Gdańska
wykonali pracę, której owoc winien być w każdym polskim domu. Ale niestety w Polsce
nastały czasy, gdzie głupota przodem idzie. Era fizycznego wyniszczania Polaków, zapoczątkowana przez
słynnego reformatora służby zdrowia, psychiatrę zresztą, zbiera już swoje żniwo. Dlatego tak ważne jest, by
uświadamiać ludziom mądre i proste rady, jak żyć, by nie chorować. Przeczytaj
zatem dokładnie, bo nie wiesz co stracisz.
Pan Bóg stworzył nas z wapnia i krzemu
Przez miliony lat (prawdopodobnie żyjemy przeszło 450 mln lat) człowiek tak dobierał
pożywienie, by było w nim wszystko, co jest potrzebne do wzrostu organizmu i jego
odnawiania. Dobierać musimy w pożywieniu te składniki, z których sami jesteśmy zbudowani.
Potwierdza to również nowoczesna nauka.
Przyjrzyjmy się zatem tym pierwotnym budulcom. Nasz Stwórca, Przedwieczny, postawił
przed sobą nie byle jakie zadanie: Jak i z czego ulepić człowieka , czym ma być
ta symboliczna glina, w co ją wyposażyć i jak połączyć. Po zastanowieniu wziął
wapń, domieszał do niego po trochu: krzemu, żelaza, kobaltu, magnezu, cynku,
zbudował rodzaj rusztowania na planie krzyża.
Na jego czubku osadził coś, co można dziś nazwać puszką na mózg - komputer.
Następnie zapalił dwie żarówki. Dość chwiejną konstrukcję poobklejał mięśniami, poprzetykał
żyłami, oplótł 180-kilometrową siecią nerwów. Ulokował między tym wszystkim 9
fabryk przemiany materii i ogromne zakłady farmaceutyczne.
Wreszcie rzekł: Idź, zbieraj, szukaj, dobieraj to, z czego jesteś sam zbudowany.
Autor wykładu usprawiedliwia się, że opowiada tak obrazowo, aby wszyscy zrozumieli,
że jeżeli w naszych organizmach coś się popsuje, to znaczy, że zachwiana została
pierwotna równowaga jego składników.
Margaryna - wyrzucić to mazidło z kuchni natychmiast!
Margaryna, jako produkt o wysokim stopniu przetworzenia, robi szkody w ludzkim organizmie.
Wystarczy pomyśleć - jaki proces technologiczny musi przejść olej naturalny, ile po drodze
trzeba dodać substancji chemicznych (w tym i rakotwórczych), sztucznie produkowanego
kwasu masłowego (który prawdopodobnie niszczy śluzówkę), utrwalaczy i barwników (gdyby
nie pomarańczowa farbka - margaryna byłaby trupio blada), aby uzyskać postać efektownie
zapakowanej kostki.
Osobiście spotkałem się już z fałszowaniem
masła, do którego dodaje się margarynę zalegającą magazyny. Nie oddałem do San-Epidu, bo
przestałem ufać każdej instytucji działającej pod rządem eSeLDUPu.
Cukier - na zachodzie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, cukier zapisano już do
księgi niebezpiecznych potraw, na drugim miejscu po narkotykach. Przyjął też nazwę
białej śmierci. Zanim cukier zostanie przetrawiony, przechodzi w organizmie 4-krotną
formę przeobrażenia chemicznego. W pierwszym rzędzie łączy się z solami tłuszczów
nasyconych i produkuje ogromne kryształy cholesterolu. Po drugie - jest przyczyną
powstawania kamicy nerkowej. Dziś używamy cukru bez ograniczeń, a ten oczyszczony
cukier jest najzwyklejszą chemią, która zwiększa niepomiernie ilość kalorii, a nie
daje spodziewanej energii. Przechodząc w organizmie kilkukrotną przemianę,
produkuje "po drodze" mnóstwo substancji złośliwych. W dodatku bardzo gorliwie
szuka towarzystwa tłuszczów nasyconych i wiąże się z nimi, tworząc masę cholesterolu.
Ocet - nie używać. Wg ojca Grande "uchowaj Boże, siedem nieszczęść".
Sól- Mycie, płukanie i ważenie soli jest zbrodnią przeciw naturze. Sól kopalniana
niesie ze sobą ogromne bogactwa selenu, żelaza i kobaltu. Tymczasem w przemysłowej
obróbce są one wypłukiwane do Wisły, a stamtąd do morza, na dodatek - trują po drodze
pół życia w rzekach.
Cytryna - Cytryna jest błogosławieństwem, ale nie dla zębów, bo się rozlezą
tak, że połamią się nawet na zwykłej bułce. Nigdy nie można dopuścić do tego,
żeby ktoś gryzł cytrynę. Okropność. Sok, owszem, możemy dodawać do wszystkiego, ale nie wolno
mu oddziaływać na szkliwo zębów, bo w krótkim czasie rozpuści je.
Kawa Obniżając poziom magnezu, obniża zarazem ciśnienie. Kwas solny
wyprodukowany przez nią zakwasza przewód pokarmowy, zagęszcza osocze krwi i robi
się ślimacze krążenie. Kawa pozornie poprawia samopoczucie, zwiększając objętościowo
zasób krwi (podobnie jak przedawkowany alkohol zwiększa ilość krwi z 6 litrów na 8),
ale zarazem uzależnia, domagając sie coraz to nowych porcji. Jesli już ktoś nie może obejść
się bez tej używki, to niech nie przekracza dwóch filiżanek dziennie.
Zasmażka Powodują one uszkodzenia wątroby i trzustki. Zasmażka, funkcjonująca wbrew
zasadom kultury trawiennej, jest odkryciem czasu głodu pierwszej wojny światowej,
kiedy to trzeba było zrobić coś z niczego i na łyżce mąki prażonej w tłuszczu powstawał
garnek zupy.
Leczenie po leczeniu antybiotykami
- Ojciec Jan uważa antybiotyki za
niebezpieczne. Po kuracji antybiotykami trzeba odtruć organizm, usunąć toksyny
z wątroby i nerek, oczyścić śluzówkę z grzybicy, jeśli taka się pojawi, wreszcie -
przywrócić właściwe wydzielanie soków trawiennych.
Jajka
Jajka - wbrew wszystkiemu, co się o nich mówi - są lekarstwem przeciw miażdżycy.
Można zjadać 6 jajek dziennie i obniżyć nimi poziom cholesterolu.
Ale pamiętajmy - jeśli tylko do jajek dodamy łyżeczkę cukru, na przykład w osłodzonej
herbacie - poziom ten momentalnie rośnie. Białko proste w jajku daje człowiekowi
ogromne siły, a żółtko zawiera wszystkie mikroelementy, biopierwiastki i witaminy.
Nie ma nic lepszego dla odżywienia organizmu jak żółtko, bo w nim jest wszystko to, czego
potrzebuje do życia i wzrostu rozwijające się kurczątko. Jajko zawiera w sobie
drogocenną substancję - lecytynę - zapobiegającą miażdżycy.
Ale nie można go łączyć z tłuszczami nasyconymi, na przykład - smażyć na maśle i
dodawać cukru.
Sposób na kaca
- Na kaca - głód i praca, mawiała żona mojego kolegi. Ojciec Jan
uważa inaczej: na śniadanie zjadamy dwa jajka na miękko, popijamy dużym kubkiem
kakao, po chwili wypijamy szklankę soku z kiszonej kapusty.
Zagęszczanie potraw - Tylko mąką rozbełtaną w mleku,
śmietanie lub wodzie. Nigdy zasmażką.
Wszystko powinno być gotowane pod przykryciem, nic bez przykrycia. Dlatego powinniśmy
mieć duże garnki, wykorzystane tylko do połowy. Nigdy nie można gotować w małym garnku.
Ucieka witamina B1, której wszyscy mamy ciągły niedostatek, bo tej
witaminy, podobnie jak witaminy C organizm nie kumuluje... Dlatego wszystkie garnki
muszą być przykryte pokrywką i należy tak gotować, żeby z nich nic nie uciekało:
pół garnka objętości i pół garnka na parę. I jeszcze jedno. Trzeba zlikwidować wszelkie
aluminium w kuchni - okropnie niszczy kości i śluzówki.
Karkówka na zimno do chleba
Wlewamy na dno brytfanny dwie łyżki oleju, kładziemy kilka cienkich plastrów słoniny,
na nie sparzone liście kapusty i dużą karkówkę w całości. Obkładamy ją pociętymi
w plastry warzywami: mmedaltwią, cebulą, ziemniakami. Można dodać jabłka obrane z łupiny,
pociete na ćwiartki. Wszystko to posypać pieprzem i cynamonem, dodać jagody jałowca,
wstawić pod przykrywką do piekarnika. W trakcie pieczenia wlać szklankę białego wina.
Golonka na chłodno
Przed gotowaniem golonkę należy dokładnie ogolić (nie opalamy jej), najlepiej
starą maszynką do golenia. Gotujemy dość długo,
tak jak na galaretę, żeby nabrała swoistej lepkości. Wyjmujemy z wywaru odejmując
skórkę i mięso od kości, kroimy w kawałki i układamy warstwami, najlepiej w niewielkich,
wysokich foremkach, takich jak do pieczenia pierników. Nie zalewamy wywarem,
który następnego dnia możemy zużyć do ugotowania krakowskiego kapuśniaku. Golonka
po schłodzeniu, a najlepiej na drugi dzień, ma ścisłą konsystencję.
Zimne nóżki
Gotujemy nóżki wieprzowe z dodatkiem jarzyn, pieprzu, owoców jałowca. Oddzielamy
mięso od kości, układamy je w foremkach, zalewamy przecedzonym wywarem, do którego
dodaliśmy wczesniej ząbek surowego roztartego czosnku (dake on lepszy smak i klarowność).
Tłuszcz, który się zebrał po wystudzeniu, odrzucamy.
Biała kiełbasa pieczona
Białą kiełbasę nacieramy olejem słonecznikowym (żeby nie pękała) i układamy na blasze
do pieczenia ciast. Następnie obkładamy warzywami według indywidualnych pomysłów, ale
może to być ten sam zestaw, co przy karkówce. Pieczemy pół godziny, po czym wyjmujemy
blachę z piekarnika, smarujemy kiełbasę ketschupem, na warzywa kładziemy dwie łyżki
masła i ponownie zapiekamy 20 minut. Wykładamy na półmisek.
Ziemniaki po żydowsku
Ziemniaki (kupione, przyniesione z piwnicy) należy porządnie wyszczotkować pod
bieżącą wodą i dopiero te czyste należy bardzo cieniutko obrać.
Okazuje się, że tuż
pod skórką ziemniaka są całe pokłady magnezu, kobaltu, żelaza, tych najcieższych
pierwiastków, których nam ciągle brakuje.
Placki ziemniaczane
Ubić porządnie dwa jajka, wlać do tego pół litra przegotowanego mleka, zetrzeć
na tarce dwie duże główki cebuli i dokładnie wymieszać. Jeśli ktoś lubi miękkie placki,
to niech wsypie troszkę proszku do pieczenia. Dopiero teraz dodajemy do tego
pięć startych ziemniaków (skrobia nigdy nie czernieje w mleku). Po wymieszaniu
smażymy na oleju.
O. Grande: jeśli zostaną na dzień następny, to wtedy należy zrobić zupę
pomidorową, a zamiast ryżu dodać pokrojone w paseczki placki ziemniaczane.
Kalafior
Kalafiora nie wolno przegotować. W osolonym wrzątku, z odrobiną "Vegety" dla
smaku, gotujemy kalafior około 10 minut, dolewając szklankę mleka. Następnie
podbieramy go widelcami, kiedy jest jeszcze chrupki i delikatnie namaszczamy
świeżutkim naturalnym masłem, zeby zrobił się aż złocisty... Uchowaj Boże
"potraktować" go prażoną tartą bułką. I wątroba i trzustka jej nie tolerują.
Fasola i groch jako półprodukt
Fasolę namaczamy z dość dużą ilością kminku, który przeciwdziała wzdęciom i wytwarzaniem
dużej ilości gazów. Gotujemy ją bez mięsa i bez soli dodając łyżkę masła, w tej samej wodzie, w której
moczyliśmy ją z kminkiem w oddzielnym garnku. Przechowujemy w chłodnym miejscu jako
półfabrykat do zupy i innych potraw np. fasolki po bretońsku.
Grochówka
Gotujemy najzwyklejszą zupę ziemniaczaną z posiekaną chudą kiełbasą, przyprawiamy
majerankiem, tymiankiem i dodajemy wykonany przedtem półprodukt - fasolę lub groch.
Zupa "przeciw starości"
Siekamy trzy główki cebuli w kostkę, ścieramy na wiórki trzy mmedaltewki i pół sporego
selera, kroimy w drobną kostkę trzy ziemniaki i trzy pietruszki. Wrzucamy do rondla
zalewając dwoma szklankami wody. Jako przyprawa służy szczypta kminku i sól.
Gotujemy do miękkości, zaprawiając na koniec pełnotłustym mlekiem. Zupa powinna mieć
gęstą konsystencję.
Pieczone buraki
Kilka umytych, średniej wielkości buraków pieczemy w piekarniku na blasze (wstawiając
tam kubek z wodą, żeby trochę parowało) przez około pół godziny w temperaturze 200ºC
aż będą miękkie. Po ostygnięciu wkładamy do lodówki.
Kefir domowy
Mleko gotujemy na wolnym ogniu przez pół godziny, by odparowało. Pozostawiamy do
ostudzenia w ciemnym garnku (najlepiej kamionkowym, tylko do kefiru). Do ostudzonego mleka
dodajemy szklankę zwykłego kefiru, kupionego w sklepie, przykrywamy pokrywką i
zostawiamy w ciepłym miejscu. Kefir jest gotowy do spożycia już na drugi dzień.
O. Grande: grzybki Kefira zakwaszając mleko, polują na bakterie. A ponieważ odżywiają
się bakteriami gnilnymi, oczyszczaja mleko z wszelkich brudów. Poza tym wytwarzają
mlekowy kwas chemiczny odwrotnie złożony, który z naszych organizmów, nawet
trupi jad rakowy usuwa.
Kwas chlebowy
Trzy kilogramy sucharów z ciemnego, razowego chleba, pół kilograma miodu, dwa
kilogramy cukru oraz drożdże winne. Wszystko to zalewamy wodą w dużym kamiennym
garnku, przykrywamy lnianym ręcznikiem, stawiamy na dwa, trzy dni w ciepłym miejscu.
Gdy zacznie fermentować, przelewamy do butelek, szczelnie zamykamy i przez kilka dni
przetrzymujemy gdzieś w chłodzie. Na lato jest to znakomity, orzeźwiający i
zarazem leczący napój.
Herbata
Do gotowania herbaty przeznaczamy osobny wyparzony, emaliowany czajnik. Suchą
herbatę zalewamy wodą, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy przez 2 minuty i odstawiamy
na pół godziny by "naciągnęła". Z tak przygotowanej esencji robimy herbatę.
Kakao
By było bez kożuchów, gotujemy kakao wieczorem na wodzie. Rano podgrzewamy i dodajemy
pół na pół pełnotłustego mleka z kartonika. Napój lekko strawny, bogaty w kofeinę
i tebrominę, która świetnie wpływa na pamięć, dostarcza witamin z grupy B,
witaminy PP i magnezu.
Kakao na mleku. Popełniamy tu podobny błąd jak przy parzeniu herbaty. Zalanie
gotującym mlekiem nie wydobędzie z kakao ani właściwego zapachu ani treści odżywczych.
Wystarczy zwrócić uwagę, że mleko kipi w temperaturze 85-90°C, natomiast
sproszkowane kakao powyżej 100°C, jest bardziej gorące od rosołu, dłużej od niego
stygnie. Prawidłowo przyrządzone przypomina płynną czekoladę, w szklance widać
charakterystyczną, nie opadającą na dno zawiesinę.
Woda krzemionkowa
Kto chce mieć w domu dobrą krzemionkową wodę, którą orzeźwi się o każdej porze roku,
niech zrobi tak: pół kilograma suszonego skrzypu pokruszyć, wsypać do emaliowanego
garnka, zalać przefiltrowaną wodą, zostawić na noc. Rano pogotować 20 minut, odstawić.
Kiedy ustoi się, przecedzić przez niezbyt gęste sitko, wlać do kamiennego
wyziębionego garnka. Garnek paruje i nie pozwoli, by woda się nagrzała i w ten sposób
pozyskujemy krzemionkę - wysmienitą, twardą wodę wprost do picia, do herbaty,
do mycia zębów, do gotowania zup...
Woda mrożona
Kranówka zdatna do picia. Wlać wodę do garnka (w zależności od potrzeb) i trzymać
odkryty przez całą noc, żeby uleciał chlor. Potem gotujemy przez 10 minut,
studzimy i rozlewamy do plastikowych butelek po wodzie mineralnej. Układamy je
w zamrażalniku na kilka godzin. Uważać należy by woda całkowicie nie zamarzła, bo
otrzymamy efekt wybuchu granatu. Wyjmujemy, gdy częściowo przemieni się w lód.
Po przemrożeniu, woda nabiera smaku i charakteru wody pierwotnej, szybciej gasi
pragnienie, nie działa przeziębiająco, nawet jeśli jeszcze lód stoi w butelce.
W czasie przemrożenia podlega procesowi zbliżonemu do oczyszczającej destylacji
i świetnie nadaje się do bezpośredniego spożycia.
Kompot ziemniaczany
Wodę, odcedzoną po ugotowanych ziemniakach, zalewamy zimnym mlekiem w objętości 2/3 wywaru.
Dodajemy siekaną rzeżuchę lub szczypiorek, mieszamy i nalewamy do kubków.
Syrop buraczany
Kilkanaście buraków cukrowych myjemy i obieramy delikatnie i kroimy w drobną kostkę.
Wrzucamy do sporego garnka, zalewamy wodą i zostawiamy na kilka godzin na wolnym ogniu
(wodę należy uzupełniać). Po jakimś czasie z buraków zacznie wydobywać się ciecz
początkowo szara, następnie koloru miodu, wreszcie właściwa - brunatna jak mocna herbata.
Po ostudzeniu zlewamy do butelek lub słoików. Wygotowane buraki z garnka
spożywamy po trochu, rozkoszując się naturalnym smakiem.
Barszcz wigilijny
Bardzo dobry barszcz zrobimy z pieczonych buraków. 3-4 buraki ucieramy na tarce,
zalewamy przegotowaną wodą, dodajemy ząbek czosnku, utarty z solą, trochę kwasku
cytrynowego, cukier, łyżkę oleju i już jest wspaniały barszcz.
Kutia wigilijna
Przyrządza się ją z łuszczonej obtłuczonej przenicy, którą należy namoczyć, a następnie
dosyć długo gotować na małym ogniu. Jałowo bez soli i cukru. Kiedy zaczyna pęcznieć
dodajemy trochę świeżego masła, żeby nie pękała. Równolegle przygotowujemy mak,
uprzednio dobrze wymoczony. Przepuszczamy go dwukrotnie przez maszynkę do mięsa,
po czym jeszcze dobrze ucieramy w makutrze. Dodajemy do niego miód i lekko sparzone
rodzynki. Przenicę formujemy w babkę, na wierzchu możemy ułożyć rozetkę z łuskanych
włoskich orzechów i migdałów, a boki obkładamy makiem. Nabiera się tę potrawę dużą
łyżką, po trosze wszystkiego.
Karp wigilijny
Karpia pieczemy na oleju panierując w mące i jajku na kilka godzin przed kolacją
i podajemy po podgrzaniu. Organizm najlepiej toleruje rybę, która zdążyła ostygnąć
i stężeć.
Bioenergioterapia
- Uważam, że jest to znachorstwo i nabieranie ludzi. W samym Wrocławiu urzęduje
obecnie około 40 szarlatanów różnej maści, a w Polsce będzie ich legion. Jestem
życiowym realistą i praktykiem i nie uznaję żadnej bioenergoterapii. Każdy z
nas ma w sobie samym własną elektrownię, bioprądy, niezbędny mu do życia zasób
energii i optymizmu.
Żona - domowy Minister Zdrowia i Opieki Społecznej -
Żeby tak jeszcze tylko współczesne kobiety zechciały pojąć ile od nich zależy.
Przemądrzałe toto, zarozumiałe, w dodatku złośliwe... Otóż, niechby te nasze baby,
każda jedna, wzięły sobie do serca, że dla swojej rodziny znaczą tyle co minister
zdrowia, a ich kuchnie są zakładami leczniczo-farmaceutycznymi, w których
przygotowuje się życiodajne potrawy. Produkcja w naszych polskich kuchniach
musi być życiodajna. Potrawy - podawane na ładnych talerzach - mają być
proste i tak dobrane, by dostarczały domownikom 68 niezbędnych składników
żywieniowych. Dlaczego 68? Bo mniej więcej na tyle wyspecjalizowanych grup jest
podzielona liczba krwinek gospodarujących w ludzkim organizmie i odpowiadających za
funkcjonowanie jego składowych.
Mądrze prowadzona kuchnia jest błogosławieństwem dla domu, tylko trzeba z niej
powyrzucać zachodnie smiecie, nadmiar chemii i przetwórstwo spożywcze. Polskie kobiety,
przynajmniej te, które nie chcą do cna zdurnieć, niech uważają szczególnie wtedy,
kiedy jest nadzwyczaj piękne opakowanie i głośna reklama w telewizji.
Uniwersytet domowy zaczyna się w kuchni. Niechże taka matka nie pozwala, by córka
nastolatka uwaliła się w fotelu przed telewizorem, podczas kiedy ona nie wie w co
najpierw ręce włożyć.Wszystkie kobiety w rodzinie, poczynając od siedmio-, ośmioletnich
dziewczynek, powinny mieć nawyk kręcenia sie po kuchni. Kiedy matka kroi chleb, już
stoi przy niej córka - podstawia talerz, myje jajka pod bieżącą wodą, żeby nie było
salmonelli... Niech te dziewczynki obserwują przy kuchennych czynnościach własną
matkę, a nie jakąś obcą panią, która w telewizji uprawia "gotowanie na ekranie",
nie mając pojęcia o tym co robi, nie tłumacząc telewidzom, dlaczego dobiera takie,
a nie inne składniki i jaka jest ich wartość żywieniowa.
Alkoholizm
- Z góry protestuję przeciwko takiej kwalifikacji. Alkoholizm nie jest chorobą, lecz
psychiczną rozpustą, podobnie jak każdy inny nałóg. Mówiąc o chorobie usprawiedliwiamy
zwyczajnych przestępców obyczajowych. Przede wszystkim, człowiek musi znać wagę czasu,
który przeżywa i nie marnować go na przesadne rozrywki. Trzeba być zawsze czymś
zajętym.
...Stosując niewłaściwe, "nowoczesne" odżywianie i źle traktując męża. Po kilku,
kilkunastu latach małżeństwa, kobiety całkowicie przekierowują swoją uwagę na dzieci,
a potem na ich rodziny. Mąż jest zauważany tylko wtedy, kiedy przynosi pieniądze,
a czasem ma się do niego pretensję za samo to, że istnieje. Cóż dziwnego, że szuka
zrozumienia pomiędzy podobnymi mu, trochę sponiewieranymi, nie domytymi kumplami.
Po szklance piwa świat zdaje im się lepszy. I tak to się toczy: od szklanki piwa
do szklanki denaturatu.
Chodzi o to, by kobieta uświadomiłe sobie, że ma wobec męża obowiązek opiekuńczy.
Darujmy już sobie - na określonym etapie - zbliżenia seksualne, ale należy pamiętać,
że mężczyzna jest przez całe życie dużym dzieckiem, trochę nieporadnym i
safandułowatym, który potrzebuje opieki, potrzebuje czasem czułości...
Dziwię się, że świat medyczny mówi o "chorobie" - jak gdyby nie była to sprawa wolnej woli,
zwykłego widzimisię i dobrowolnego wyboru dokonanego przez "pacjenta"...
Odchudzanie, diety, wegetarianizm
- Ojciec Jan nie pochwala diet przegłodzeniowych. Uważa, iz wszystkie tego typu nowomodne
praktyki prowadzą do paskudnych nastepstw. Leczył niejedną ofiarę diety-cud,
ludzi, którzy zapadli na poważną chorobę psychiczną - jadłowstret, czyli tak zwaną
anoreksję.
Dyskoteki
- wynalazek diabła. Hałas i migające światła robią ogromne spustoszenie w organiźmie
młodych ludzi. Dzieci 12-13 lat nie powinny chadzać na całonocne tańce.
Najwyżej do północy. Mądry rodzic
zanim puści dziecko na dyskotekę winien mu dać do połknięcia trzy witaminy B complex i
tyleż samo po przyjściu.
Książki, które powinny mieć poczesne miejsce w Twojej bibliotece. Książki, które
powinieneś przeczytać Ty i Twoja rodzina.
Marzena i Tadeusz Woźniakowie Ojca Grande przepisy na zdrowe życie, Wydawnictwo "Prasa Bałtycka" Sp. z o.o.,
Targ Drzewny 3-7, 80-958 Gdańsk, 1996 r., Druk i oprawa Zakłady Graficzne w Gdańsku
fax (058) 32-58-43, ISBN 83-905459-7-7, Index 307 955, s. 160, miękka oprawa.
Marzena i Tadeusz Woźniakowie Ojca Grande przepisy na zdrowe życie część 2, Wydawnictwo
Polskapresse Sp. z o.o., Oddział Prasa Bałtycka tel. (058) 3003-605, Wydanie pierwsze,
Druk Wydawnictwo Diecezji Pelplińskiej "Bernardinum" ul. Ks. Biskupa Dominika 11,
83-130 Pelplin, ISBN 83-916874-0-6, Index 315 419, s. 142, miękka oprawa.
Najważniejszym wnioskiem, jaki ja wyciągam z nauk ojca Grande, jest jeden:
nie eksperymentuj z odżywianiem na sobie. Jesteś jedynym egzemplarzem i w przypadku
niepowodzenia nie masz możliwości skorzystania z egzemplarza zapasowego. Przestań
wierzyć w cudowne diety i zdrowotne głodówki. Jedz po to, by żyć, a nie żyj po to, aby
jeść. Autorzy "cudownych" recept nie eksperymentują na sobie. Są głupcami i
żerują na jeszcze głupszych.
|