Śmierć ze "zdrowymi" zębami Artykuł Laury Orkan ze strony "Gwiazdy mówią" |
Wszyscy wiemy, do czego używa się fluoru - od lat 50. XX wieku jest cudownym
składnikiem past do zębów, dzięki któremu możemy rzadziej chodzić do dentysty.
Fluor dodaje się też do wody w kranach, by chronił zęby. Taka jest wersja
oficjalna. A jak jest naprawdę?
Po pierwsze - fluor w pastach do zębów chroni zęby u ludzi jedynie do 20. roku
życia. I to jedynie wtedy, gdy się go nie przedawkuje. Faktycznie - potrafi
wzmocnić szkliwo zębów, ale zażywany w zbyt wielkich dawkach może jednocześnie
spowodować wiele chorób somatycznych i psychicznych.
Słynne akcje fluoryzowania zębów uczniów szkół podstawowych zaowocowały w Wielkiej
Brytanii serią procesów sądowych. Okazało się, że u wielu dzieci doszło do
przebarwień szkliwa, zęby stały się łamliwe i chropowate. W 1996 roku 10-letni
Kevin otrzymał 1000 funtów odszkodowania od koncernu Colgate Palmolive, znanego
producenta pasty do zębów. U chłopca stwierdzono fluorozę, czyli zatrucie fluorem.
A czy fluor naprawdę w znacznym stopniu chroni zęby dzieci przed próchnicą?
Ekspertyza przeprowadzona na zlecenie Amerykańskiego Instytutu Badań
Stomatologicznych wykazała, że właściwie nie ma różnicy między liczbą ubytków
w zębach dzieci mieszkających na terenach objętych fluoryzacją i na nieobjętych.
Gorszy od ołowiu
Niewielu ludzi wie, że fluor tak naprawdę jest trucizną. Często też jest głównym
składnikiem leków psychotropowych, a także... trutek na insekty. Opublikowane
niedawno badania wykazały, że fluor dodawany do wody może spowodować poważne
zaburzenia genetyczne, odwapnienie kości, raka. Jest gorszy od ołowiu! A w Polsce,
innych krajach byłego bloku komunistycznego oraz m.in. w Wielkiej Brytanii wodę się
od lat fluoryzuje. Wiele krajów demokratycznych nie wprowadziło jednak tego zwyczaju.
Dlaczego?
Otóż nikt nigdy nie przeprowadził szczegółowych badań nad skutkami długotrwałego
zażywania fluoru.
Owszem, mówi się oficjalnie, że fluor jest bezpieczny, o ile nie przekracza się
pewnej ustalonej dawki. Ale jeśli ludzie piją dużo wody z kranu (nawet przegotowanej),
często myją zęby pastą z fluorem (a niezwykle trudno jest kupić inną), to jak mogą
być pewni, że wielokrotnie nie przekraczają takiej dawki? Podobnie jest z aspartamem,
słynnym słodzikiem bez kalorii. Jest bezpieczny, gdy spożywamy go w niewielkich
ilościach. Tyle tylko, że tak wiele różnych artykułów spożywczych go zawiera:
soki, wody gazowane, witaminy, cukierki itp. Można się nim nafaszerować po
dziurki w nosie, a producenci rozłożą ręce i powiedzą: przecież zawartość aspartamu
w naszym produkcie jest dopuszczalna i bezpieczna!
Rodzi się pytanie: skoro tak wielu uznanych naukowców od dziesięcioleci próbuje
zainteresować władze szkodliwością fluoru, to dlaczego nikt nic nie robi? Kiedy
nie wiadomo, o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze. I być może o władzę nad
ludźmi.
Totalitarna kontrola umysłów
Od początku XX wieku wiedziano, że podawanie ludziom niewielkich dawek fluoru
sprawia, że są bardziej ulegli i podatni na manipulację. Gdy więc podczas II wojny
światowej hitlerowcy szukali sposobu, by otumanić więźniów obozów koncentracyjnych,
zaczęli podawać im duże dawki fluoru w wodzie pitnej. Produkcję fluoru zlecili
koncernowi I.G.Farben z Frankfurtu.
Po zakończeniu wojny do Niemiec przyleciał wysłannik rządu USA, Charles Elliot
Perkins, chemik, który miał przyjrzeć się hitlerowskim metodom kontroli umysłów.
Odnalazł on dokumenty stwierdzające, że zanim wybuchła wojna niemiecko-radziecka
w 1941 roku, oba totalitarne reżimy wymieniały się informacjami na temat sposobu
panowania nad masami. "Bolszewicy uznali dodawanie leków do wody jako idealny
sposób na skomunizowanie świata" - napisał w raporcie. Fluor nadawał się do tego
celu znakomicie - nie dość, że wywoływał w umysłach pożądane reakcje, to jeszcze
można było uzasadnić jego użycie tym, że chroni zęby. Z trucizny zrobiono lekarstwo.
Ale to sami Amerykanie rozpropagowali cudowne właściwości fluoru. Fabryki koncernu
I.G.Farben jako jedyne nie były bombardowane przez aliantów - pewnie dlatego, że
wielu amerykańskich biznesmenów ulokowało tam duże pieniądze, m.in. rodzina
Mellonów. Po wojnie Mellonowie założyli Amerykańskie Przedsiębiorstwo Aluminiowe
(ALCOA) - a fluor jest toksycznym odpadem przy produkcji aluminium. Coś z nim
trzeba było zrobić. ALCOA oraz inne zakłady produkujące fluor sfinansowały badania,
z których wynikało, że małe ilości fluoru nie są szkodliwe dla zdrowia. W raporcie
całkowicie pominięto szkodliwe skutki oddziaływania tej substancji na organizm i
mózg ludzki. Natomiast podkreślono zbawienny wpływ na zęby.
W latach 40. XX wieku w kilku miastach USA rozpoczęto fluoryzację wody, a kilka
firm zaczęło dodawać tę substancję do past do zębów. I lawina się potoczyła...
Polska 2006 czyli "na zachodzie bez zmian"
Dentystów dobił nowy raport przygotowany przez naukowców z Warszawy i Łodzi. 87 proc.
sześciolatków ma próchnicę. Nim dorosną, połowa straci co najmniej jeden prawdziwy
ząb. Do emerytury wypadną im wszystkie!
Najgorzej jest w Kujawsko-Pomorskiem, Mazowieckiem i Dolnośląskiem: na 100
sześciolatków tylko sześć ma zdrowe zęby. Wszystko przez słabość do słodyczy i
gazowanych napojów, niechęć do wizyt u dentysty, a także (niestety) często
brak pieniędzy na leczenie. Naukowcy przekonują, że stawką w walce z próchnicą
jest nie tylko kariera tych dzieci, w której pomaga piękny uśmiech, i nie tylko
szczęście w miłości, o które łatwiej bez przykrego zapachu z ust.
Stawka jest większa. Jeśli nie wyleczymy zębów najmłodszemu pokoleniu, wyrośnie
nam schorowana generacja - alarmuje prof. Ryszard Majkowski z Okręgowej Izby
Lekarskiej w Warszawie. Nieleczona próchnica prowadzi do poważnych schorzeń:
reumatyzmu, zapalenia mięśnia sercowego, nerek, tęczówki oka czy żył.
Jak uchronić nasze dzieci przed chorobą? Dentyści mają pomysł tak prosty i znany,
że aż trudno uwierzyć, że rząd o nim zapomniał. Po pierwsze: filmy edukacyjne i nauka
szczotkowania w szkołach i przedszkolach pod okiem nauczycieli. Po drugie: ułatwić
dzieciom darmową opiekę dentystyczną - przywrócić gabinety dentystyczne w szkołach.
Po trzecie: "szczotkowe" dla najuboższych - fundować wielodzietnym rodzinom
szczoteczki i pastę z fluorem. - To byłoby takie kolejne "becikowe" -podpowiada
prof. Maria Wierzbicka z warszawskiej Akademii Medycznej.
Wczoraj program walki z próchnicą trafił na biurko ministra zdrowia. Profesor
Majkowski liczy na poparcie: - Prof. Zbigniew Religa jako kardiolog wie, jakie
piekielne są chore zęby.
(Sylwia Sałwacka)
Kto pamięta fluoryzację? Panią higienistkę przychodzącą w środku lekcji (co było
fajne) i smak żelu, którym trzeba było szczotkować zęby (co było obrzydliwe)? Fluor
jest zdrowy - taką naukę wynieśliśmy ze szkoły. Bez fluoru psują się zęby. Jakie
więc było moje zaskoczenie, gdy się dowiedziałam, że nie jest to powszechny pogląd.
Miejscowo, nie ogólnie
Fluorowanie wody - to dopiero wyznacznik cywilizacji - myślałam. Troska państwa
dbającego o biały uśmiech swoich obywateli jest naprawdę godna pozazdroszczenia.
Dlaczego więc owi przymusowo fluoryzowani obywatele wcale nie są zachwyceni tym
pomysłem? Awantura toczy się w Stanach Zjednoczonych. Od 1945 roku władze fundują
tam 170 milionom obywateli obowiązkową fluoryzację w wodzie pitnej. - Każdy dolar
zainwestowany w tę akcję oszczędza 38 dolarów, które mogłyby być wydane na leczenie
stomatologiczne - mówi tygodnikowi "Time" William Maas z Centres for Disease Control
and Prevention. Na potwierdzenie przytacza statystyki pokazujące spadek przypadków
próchnicy.
A obywatele się burzą. Jak grzyby po deszczu wyrastają organizacje konsumenckie
walczące z uszczęśliwianiem ludzi na siłę. Powołują się na badania dowodzące
toksyczności dużych dawek fluoru. W Internecie krąży lista 50 powodów, dla których
woda pitna nie powinna być fluorowana.
"Dowiedziono, że dobry wpływ fluoru na zęby uzależniony jest od działania miejscowego,
a nie ogólnoustrojowego" - padają tam argumenty. "Normy dla poziomu fluoru w wodzie
pitnej są 200 razy wyższe niż dawki tego pierwiastka występujące w kobiecym mleku.
Poddanie małych dzieci działaniu tak wysokiego stężenia tego pierwiastka zagraża
ich zdrowiu".
Przeciwnicy fluorowania wody przytaczają także przykłady dolegliwości zdrowotnych
ludzi żyjących na obszarach, na których źródła wody pitnej zawierają w sposób
naturalny wysokie stężenia fluoru. Ma to miejsca na przykład w Indiach. Obserwuje
się tam zmiany w kościach (ich zniekształcenie i zwiększoną łamliwość), układzie
nerwowym, uszkodzenia nerek, podwyższoną bezpłodność.
Toksykolog potrzebny
Zatrucie fluorem nosi nazwę fluorozy. W łagodnej postaci objawiać się może
przebarwieniami szkliwa. Szacuje się, że 32 procent amerykańskich dzieci cierpi
na fluorozę. Od lat 40-tych XX wieku ta liczba wzrosła o blisko 40%. Sytuację
pogarsza to, że dorośli magazynują małe ilości pierwiastka (około 10%
wchłoniętego fluoru), natomiast rosnące dzieci mogą go magazynować nawet w 50%.
Dlatego wiele krajów europejskich zaleca, by dawka fluoru w paście do
zębów przeznaczonej dla dzieci była niższa niż w tej dla dorosłych lub by
zmniejszać dzieciom dawki pasty.
Nawet na opakowaniach pasty dla dorosłych znajduje się ostrzeżenie (napisane
bardzo małymi literkami): "Jeśli przypadkowo połknie się więcej pasty niż porcja
używana do mycia zębów, należy natychmiast zwrócić się o pomoc medyczną lub
skontaktować się z ośrodkiem toksykologii".
Zmuszać nie można
Normy dla sztucznego fluorowania wody pitnej według Światowej Organizacji Zdrowia
wynoszą 0,8-1,0 miligrama na litr i raczej się je obniża, niż zwiększa. Wiele krajów
europejskich (poza Wielką Brytanią) w ogóle odchodzi od takiej metody dostarczania
fluoru. W latach 60-tych z fluoryzacji wody wycofały się Szwecja i Dania. W latach 70-tych
dołączyły do nich Holandia i Niemcy. Wody nie wzbogacają Austria, Francja, Belgia,
Norwegia. W niektórych krajach dodaje się związki fluoru do soli, pozostawiając
jednak jej używanie w gestii kupujących. Niektóre kraje mówią o braku przekonujących
danych na temat korzyści płynących z fluorowania wody i braku rzetelnych informacji
o wpływie długotrwałego działania fluoru na organizm ludzki. Inne jako argument
podają opory etyczne - że to zamach na wolność obywatela i zmuszanie do leczenia.
Pojawiają się też argumenty ekologiczne i ekonomiczne (tylko 0,54% zużycia
wody to cele konsumpcyjne, a fluor w wodzie przemysłowej to czyste marnotrawstwo).
- Przystosowaliśmy się do niewielkich dawek fluoru w naszej diecie, bo wody
powierzchniowe na terenach Afryki, gdzie odbywała się ewolucja naszego gatunku,
mają wysoką zawartość fluoru - mówi profesor Marek Konarzewski, ekolog z Uniwersytetu
w Białymstoku, zajmujący się badaniem ewolucji naszej diety (polecamy jego niedawno
wydaną książkę "Na początku był głód").
Kłopot polega tylko na tym, że od pewnego czasu dawki fluoru, jakie przyswajamy,
zaczęły niebezpiecznie oddalać się od określenia "niewielkie". Od lat 50-tych XX wieku
fluor zagościł na dobre w pastach do zębów. Dziś trudno nawet kupić pastę pozbawioną
tego pierwiastka. Związki fluoru występują także w sposób naturalny w pożywieniu i
wodzie. Wysoką jego zawartość mają ryby i herbata. Stężenie fluorków wzrasta w
pokarmach przetworzonych.
Na dodatek jest to też wynik zanieczyszczenia środowiska przez odpady przemysłowe.
Źródłami związków fluoru w środowisku są przede wszystkim huty aluminium, żelaza,
fabryki nawozów fosforowych, huty szkła, cegielnie, przetwórnie kriolitu. Do emisji
fluorków przyczynia się również energetyka oparta na procesach spalania węgla.
- Co 10 lat ilość fluoru w środowisku się podwaja - mówi profesor Magdalena
Wochna-Sobańska, kierownik Katedry Stomatologii Wieku Rozwojowego Akademii
Medycznej w Łodzi.
Oponenci uważają więc, że zwiększanie tej dawki przez fluorowanie wody to naprawdę
zbyt wiele szczęścia. Zwracają uwagę, że na terenach z fluorowaną wodą liczba
przypadków próchnicy co prawda maleje, ale niemal w ten sam sposób (jest zaledwie
1,5% różnica na korzyść wody z fluorem) maleje także na obszarach, gdzie
pije się wodę niewzbogacaną chemicznie.
Zęby po europejsku
O co więc chodzi Ameryce? Zwykle jest tak, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to
idzie o pieniądze. Zwłaszcza że walka o fluorowanie wody zaczęła tam przybierać
formę sporów politycznych.
My na pewno nie mamy się czego obawiać. Po pierwsze, nikt u nas nie ma pieniędzy
na takie akcje, po drugie, nasi specjaliści przychylają się raczej do opinii
lansowanej w krajach europejskich. - Fluorowanie wody to przeżytek. Odchodzi się
od tej metody, bo może ona przyczyniać się do zaburzeń zdrowotnych, na przykład
fluorozy - mówi profesor Wochna-Sobańska.
Na dodatek w naszym kraju są miejsca, w których w sposób naturalny zawartość
fluoru w wodzie pitnej jest wysoka. Tak jest na przykład na Żuławach czy w okolicy
Malborka. Optymalne stężenie fluoru mają na przykład mieszkańcy Poznania.
Myślę jednak, że z całej tej zagranicznej awantury możemy dla siebie wyciągnąć
bardzo cenne wnioski: przede wszystkim dbajmy, by dzieci używały pasty pod ścisłą
kontrolą rodziców i zgodnie z zaleceniami lekarza (ilość pasty na dziecięcej
szczoteczce powinna być naprawdę niewielka), by dokładnie płukały usta po myciu
zębów i by nie połykały pasty.
Sprawdźmy też - można to zrobić w lokalnych stacjach sanepidu - jakie jest stężenie
fluoru w wodzie w miejscu naszego zamieszkania. Gdy okaże się, że dość wysokie,
wzbogaćmy naszą dietę o przetwory mleczne i bogate w witaminy C, D, bo one
zmniejszają absorpcję fluoru w naszym organizmie.
Sami też opanowujmy chęć niepotrzebnej fluoryzacji. Nie eksperymentujemy z fluorem.
Każdy z nas ma na niego inne zapotrzebowanie. Róbmy to zawsze pod kontrolą lekarza.
Przywożone z Zachodu gumy do żucia wzbogacane o ten pierwiastek czy tabletki, które
mają nam pomóc "od środka", mogą narobić więcej szkód, niż przynieść pożytku.
Zdrowe zęby? Owszem. Ale we wszystkim najzdrowszy jest umiar.
Fragment wywiadu z dr Lorraine Day
Rozmowa z 21 lipca 2006 r. została zamieszczona na angielskiej
stronie.
Jej wydawca, a zarazem prezenter radiowy Daryl Bradford Smith jest znany z
kontrowersyjnych audycji krytycznych dla syjonistów i Izraela. Tym razem gościem
programu French Connection jest Dr Lorraine Day, która przez wiele lat pełniła
m.in. funkcję wiceprezydenta Departamentu Ortopedii na uniwersytecie oraz była
głównym chirurgiem ortopedą w szpitalu San Francisco. Tekst wywiadu po polsku
zamieszczono na stronie.
Wywiad poświęcono syjonizmowi w USA, nie mniej fragment jest ciekawy z punktu
widzenia medycyny.
Daryl Bradford Smith - Interesujący jest fakt, o którym wspomniałaś,
że 40 milionów Amerykanów ich popiera, jest to tylko 15% społeczeństwa. Jak to się
dzieje, że pozostałe 85% pozwala tej 15% na ich zniszczenie? Wspominaliśmy już
wcześniej, że ta grupa używa pewnych mechanizmów przez siebie kontrolowanych
jak organizacje medyczne, dobrym przykładem jest tu Prosac i inne dziwne "lekarstwa",
które powodują choroby. |