Historia czy dzieje folkloru ? |
|
Przyznam szczerze, że do tematu podchodziłem jak pies do jeża. Podejście, ukłucie,
odejście. Być może powodem była duża ilość jednostkowych "cywilizacji", które zamieszkiwały
dzisiejszy Meksyk i Jukatan. Poniżej przedstawiam mapkę z ważniejszymi stanowiskami
archeologicznymi Ameryki Środkowej, bo ponoć termin Mezoameryka jest już terminem
przestarzałym i niefortunnym, gdyż nie obejmuje Meksyku.
Historia odkryć na terenie Ameryki Środkowej rozpoczęła się wraz z podbojem Hiszpanów już
w XVI wieku naszej ery, ale powodem nie była chęć poznania historii nowego świata, ale
odnalezienie i kradzież jak największej ilości złota, które po przetopieniu wysyłano Jego
Majestatowi, królowi Hiszpanii. Ponowne odkrycie nastąpiło dopiero w XIX wieku.
Rysunki
jakie wtedy obejrzała ówczesna Europa uświadomiły niektórym, że uśmiercono cywilizację, która
być może przewyższała nawet europejską. Zaczęła się moda na Amerykę Środkową, która pozwoliła
tylko częściowo odsłonić zabytki architektoniczne. Historię zaczęli pisać ci, którzy podobnie
jak w Egipcie, z nią samą nie mieli nic wspólnego.
Z zebranych mozolnie i segregowanych na zasadzie podobieństwa skorup, zaczęto tworzyć
ośrodki cywilizacyjne przypisując im od razu wszystko co tylko znaleziono na powierzchni
od wielkich
budowli począwszy. Zaczęto rozpaczliwie poszukiwać wszelkich ocalałych jeszcze źródeł
pisanych, ale odnaleziono nieliczne. Znaleziono za to mnóstwo opisów pozostawionych przez
hiszpańskich mnichów i nawróconych na katolicyzm co bardziej inteligentnych Indian.
Na podstawie tego całego folkloru postanowiono napisać historię unicestwionej cywilizacji.
|
|
Dzieje ludów Ameryki Środkowej na obecną chwilę nie mają spisanej obiektywnej historii.
To co w tej chwili serwuje nam tzw. nauka, to dzieje folkloru indiańskiego spisane
przez hiszpańskich kolonizatorów w późniejszych czasach, gdy do Nowej Hiszpanii zaczęli
napływać ludzie umiejący czytać i pisać. W pierwszym okresie mordowania cywilizacji Indian
przybyli tu "specjaliści" znający się tylko na masowej eksterminacji ludzi oraz odróżniający złoto i
kamienie szlachetne od innych świecidełek. Takie były potrzeby europejskiej cywilizacji,
którą na tym kontynencie zareprezentowała ówczesna Hiszpania.
Już na samym wstępie historii obu Ameryk znajduje się przeszkoda, jak na razie nie do
pokonania. Chodzi o zaludnienie kontynentu. Czy z północy, czy z południa. Takie amerykańskie
"czy golona, czy strzyżona", jak pamiętasz z bajki o pewnej upartej babie. Znaleziska
wskazują na kierunek południowy, ale pewna grupa "jajogłowych" uważa, że Indianie przyszli z
północy przez zamarzniętą cieśninę Beringa. Tysiące kilometrów w lodzie i mrozie. Co jedli,
kto ich zaopatrywał? I najważniejsze, dlaczego Indianie nie są podobni do Mongołów?
Czy to siarczysty mróz wyprostował im oczy, przyczerwienił cerę i pozakrzywiał nosy? Cóż, logika nie jest
mocną stroną historyków. Idźmy zatem dalej i zobaczmy skąd wzięli się Aztekowie?
Oto jest opowieść, jaką zwykli powtarzać starcy: "W pewnym czasie, którego już
nikt nie potrafi ustalić, którego nikt już teraz nie może sobie przypomnieć... przybyli
tu zasiać ziarno ci, którzy byli naszymi przodkami. O nich się mówi, że przybyli,
zjawili się [...] Przybyli tu wodą na swych łodziach licznymi gromadami i dobili
do brzegu wody, do brzegu północnego. A miejsce, gdzie pozostawili swe łodzie,
nazywa się Panutla.
Przed przybyciem do Panutli Aztekowie zamieszkiwali swą ojczystą ziemię, którą
nazywali Aztlan. Po wylądowaniu w Panutli, pod wodzą swego Boga Huitzilopochtli,
ruszyli brzegiem wody do Quauhtemalla, następnie do Tamoanchan, potem do
Xomiltepec, by wreszcie osiedlić się w Teotihuacan. Uczeni doszli do wniosku, że
Panutla to dzisiejsze Panuco, a Quauhtemalla to Gwatemala i zaczęło się ustalanie
trasy, nie przymierzając jak naszego greckiego Odysa. Jeśli wierzyć nauce, to po
wylądowaniu w Panuco przeszli po plaży na piechotę aż do Gwatemali, by ponownie zawrócić i
osiedlić się w pobliżu dzisiejszej stolicy Meksyku. Czyżby prowadzący Bóg zagubił GPS?
Mało tego. Współczesni historycy z panem prof. Kirchoffem na czele, tajemniczy Aztlan
umieszczają na północnym zachodzie
dzisiejszego Meksyku i stamtąd każą wędrować Aztekom do Teotihuacan. Łodziami po
piachu i skałach? Rysunek z indiańskiego kodeksu pokazuje wyraźnie, że do nowej ojczyzny
Aztekowie dopłynęli na łodziach. Nie te oczy, źle dobrane okulary czy dyplomowana paranoja?
Podobny rodowód, także zza morza posiadają Quiche (według uczonych odłam Majów) z Gwatemali.
Pierwsza ich ojczyzna leżała za morzem i nazywała się Tulan-Zuiwa.
Swoją migrację do nowej, dzisiejszej ojczyzny opisują w swych księgach zwanych Popol Vuh.
Nie wiadomo zresztą w jaki sposób przebyli oni to morze. Przebyli oni drogę tak,
jak gdyby morza w ogóle nie było. Przeszli przez masę kamieni, które wiły się rzędami
ponad piaskami wybrzeża. Woda jak gdyby rozstąpiła się przed nimi w czasie przejścia.
Historia ojczyzn pozostałych plemion jest mniej znana, ze względu na skąpe materiały pisane,
a przede wszystkim na brak znajomości starożytnego pisma przez dzisiejszych uczonych.
Wobec tego uważa się ich za autochtonów, którzy z dzikich plemion zbieracko-koczowniczych
rozwinęły na miejscu swą kulturę, która zaowocowała gigantycznymi budowlami.
Przekazy starożytnych opisują zwykłą migrację do nowego kraju i do tego przez morze. Czy
dawni Indianie sami wpadli na taki pomysł? Jakie posiadali środki do podróży przez morze?
Żadne, tak jak i dzisiejsi. Jaki mieli powód, by opuszczać zagospodarowaną
ojczyznę na rzecz nowej i nieznanej? Żaden. Zmuszeni przez kataklizm? Nie. Kataklizmy w opowieściach nie
występują w kontekscie ich migracji. Jedyna odpowiedzią może być ta, że migracji
dokonali Bogowie. Oni zorganizowali i przeprowadzili planową kolonizację nowych
terytoriów. Skąd? Jak powiem, że z Atlantydy to i tak nie uwierzysz. Bogowie
występowali też w roli pierwszych przewodników po nowym świecie. To
oni także przygotowali tereny do upraw i hodowli. Oni zbudowali sieć dróg i sieć
kanałów nawadniających. Osiedlani na nowych terenach otrzymali gotową bazę do podjęcia
produkcji rolnej.
|
|
Przejdźmy zatem do zdobyczy materialnych ludzi, których dzisiejsi spadkobiercy mieszkają
w nędznych chatach krytych listowiem, z trudem uprawiają ziemię prymitywnymi narzędziami i
nie mają zielonego pojęcia, kto wzniósł te wspaniałe budowle. Zacznę od piramid. Nie
zżymaj się proszę na tak małą ich ilość. Każde "miasto" posiadało co najmniej jedną piramidę
(zupełnie podobnie jak w Mezopotamii) i nie sposób umieścić tu wszystkie. Postarałem
się jednak umieścić te najbardzie znane lub charakterystyczne.
Następne zdjęcia zadają kłam twierdzeniu, że łuk budowlany wynaleźli "cywilizowani"
Europejczycy. Budowniczy w tej części świata potrafili wybudować wszystkie rodzaje łuków.
Od trójkątnego, chyba najbardziej powszechnego, po okrągłe i półokrągłe.
Olmecka głowa o wysokości ponad dwóch metrów wyrzeźbiona
z jednego kawałka kamienia. Czy szuka się pozostałości? Nie, ważniejsza jest ropa naftowa, której
poszukiwania niszczą to co jeszcze pod ziemią zostało. Obok tzw. kalendarz aztecki,
a w zasadzie sama jego tarcza. Czy to jest kalendarz? Czy wiadomo po co włożono tyle
trudu, by go wykonać? Odpowiedziami są tylko tzw. interpretacje, które nie wyjaśniając
niczego tylko gmatwają sprawę.
Kto wykonał kamienną kulę o wadze ponad 16 ton, a przede wszystkim po co? Prawie
wszystkie znajdują się w Kostaryce i w najbardziej niespodziewanych miejscach,
w korytach rzek, a nawet wysoko w górach. Kto i w jakim
celu je tam umieścił? A może lepiej spytać, jaka siła je tam poprzenosiła?
|
|
Podstawą do przeżycia jest spożywanie i posiadanie źródeł wody. O tym doskonale wiedzą
wszyscy i wszędzie. Nie dotyczy to jednak historyków od starożytności. Dla nich woda
jest tylko elementem wierzeń i dlatego obok każdej kałuży szukać będą świątyni Boga wody
i jego posągów, choćby mieli kopać kilka metrów w głąb. Ta nieuleczalna mania prześladowcza, choć nie grozi śmiercią i
nie kwalifikuje do wizyty u psychiatry, głęboko oddziaływuje na tworzone teorie. Nieuznawanie
istnienia w przeszłości wysokiej cywilizacji prowadzi tylko do "rewolucyjnych" i coraz
głupszych teorii.
Zgodnie z moją hipotezą, wszystkie skupiska starożytnych ludów musiały egzystować w
pobliżu źródeł wody. Problem w tym, że nie wszystkie źródła są widoczne na pierwszy rzut oka.
Zamiast się zastanawiać, po co postawiono miasto na pustyni czy w środku dżungli,
należy w pierwszym rzędzie
odnaleźć źródło wody. W większości przypadków mamy do czynienia z rzeką bądź z jeziorem, ale
jak widać na przykładzie Teotihuacan, żródło wody może się mieścić i pod ziemią. Czy piramidę
"Słońca" postawiono na nim w celu ochrony?
Na półwyspie Jukatan często mamy do czynienia z tzw. cenote, zbiornikami wody pochodzenia
krasowego. Uczeni twierdzą, że powstały przez zapadnięcie się wierzchniej powierzchni skalnej.
Dziwna ta przyroda. Niektóre cenote mają kształt prawie idealnego koła i taki kształt
zachowują aż do powierzchni wody. Skąd we wszystkich prawie idealnie pionowe skały? Dlaczego
wierzchnia wartstwa zawaliła się tak dokładnie na obwodzie cenote? Przypadek? Niektóre
posiadają dojścia do samej wody wykute w skale. Kto wykuwał te dojścia, prymitywni Indianie?
"Wielka cenote" posiada na dodatek wyspę na samym środku i do tego też okrągłą.
Daje to trochę do myślenia. Każda cenote posiadała status świętego źródła, a więc była
pod najwyższą ochroną. Nie dziwi, bo woda na Jukatanie, oprócz strumieni nie jest częstym
zjawiskiem.
Czy uważasz, że była to zwykła studnia?
W jaki sposób kiedyś czerpano z niej wodę? Nie wszystkie mają dojścia do lustra wody położonego
dość głęboko, a przecież przez tysiące lat można było wykuć jakieś schody.
Czy za każdym razem spuszczano wiaderko na sznurku? To dlaczego nie odkryto żadnych śladów?
Z jednego wiaderka
można sporządzić posiłek dla rodziny, ale ile wiaderek trzeba wyciągnąć by napoić inwentarz
i nawodnić poletka?
Sądzę, że pod tym kątem nie prowadzono żadnych badań. Na górnym zdjęciu obok cenote, widoczne
są ruiny jakiegoś
budynku. Czy miał on kiedyś związek z dystrybucją wody z cenote, czy jak zwykle
jest to świątynka Boga wody? A może to budka dozorcy ówczesnych zakładów wodociągowych?
I bardzo ważne pytanie. Czy zwyczaj wrzucania młodych dziewcząt do cenote w
celu przebłagania Boga wody powstał w umysłach ludzi już od zarania dziejów, czy dopiero
po awarii "urządzeń nawadniających" związanych z cenote? Sadzę, że większość krwawych
rytuałów w Ameryce Środkowej należało by łączyć z zaprzestaniem działania nieznanych urządzeń
ukrytych w piramidach lub innych budynkach.
|
|
Przypatrzmy się uważniej najbardziej znanemu wężowi na świecie, który jako jeden z nielicznych
awansował na pierwszego Boga narodów Ameryki Środkowej.
A jak wygląda pióro naszego węża? Spójrz na zdjęcie po prawej. Czy to jest pióro? Tak
nie wygląda nawet liść palmowy do pokrycia dachu. Czy starożytny rzeźbiarz nie był
bystrym obserwatorem, czy też do ujrzenia tu piór należy posiadać dyplom archeologa
z piętnastoletnim stażem?
W nazwie brzmi też nazwa pięknego
ptaka Quetzala. Ptaszek ten, niezbyt duży, był i jest ceniony przez Indian dla swego upierzenia w
kolorach zielonym, czerwonym i białym.
Historia nie podaje ile ptaków należało oskubać
z piór by okryć jednego węża (być może ze względu na protesty zwolenników ochrony środowiska),
a także pomija kolor piór jakich należało użyć. Ale dość żartów
i zajmijmy się Bogiem. Quetzalcoatl jest aztecką nazwą Boga, który występuje jeszcze
pod imionami Kukulcan (Majowie) czy Gucumatz (Quiche). Trudno mi wypowiadać się na
temat samego przetłumaczenia imienia Boga, ale sądzę, że można je tłumaczyć zarówno
jako "pierzasty wąż" lub też "wąż-ptak". Chyba jednak najbardziej odpowiednią nazwą
była by - "latający wąż".
Czy ten język nie przypomina jakiegoś zestawu technicznego? Relief na pierwszym "języku"
jest identyczny z reliefem na języku rzeźby Słońca na słynnym kamiennym kalendarzu Azteków.
Drugi zaś w ogóle nie przypomina rozdwojonego języka węża, za to pełno w nim jakichś
pasów, taśm, drążków i przycisków. Czy tak nie wyglądał odpięty pas ówczesnego pilota?
Czy to jest przedstawienie techniki znajdującej
się w środku węża? To właśnie miał chyba na myśli twórca rzeźby. Czy coś jeszcze
można powiedzieć o starożytnych wężach i samym Quetzalcoatlu? Można.
"Jego broda była bardzo długa i wielka". Nie wiem czy porównanie latajacego węża do
współczesnego samolotu jest trafne, ale analogia jest uderzająca. Można się dopatrzeć
otwartej paszczy i długiej brody. Dlaczego rzeźbiona paszcza węża jest zaopatrzona w zawias?
Oko węża
może symbolizoważ patrzenie przez przezroczystą kabinę (swoją twarz starał się zachować
w ukryciu), a z otwartej paszczy Boga wychodził
przecież drugi Bóg. Spytasz zapewne, a gdzie oni lądowali? Uczeni do dziś nie wiedzą co począć
z kilkuset kilometrową siecią prostych, szerokich i wypoziomowanych dróg na całym Jukatanie,
choć Indianie mówią wprost - to były drogi dla Bogów.
Z tego wszystkiego wyciągam wniosek, że węża należy potraktować jako urządzenie stricte
techniczne. Węże potrafią latać. Potrafią przewozić w sobie Bogów. Z tego też powodu, jak
sądzę, węża nie otaczały pióra. Węża otaczały płomienie. Być może dlatego pióra Quetzala,
którymi Indianie zdobili węża miały mieć kolor czerwony, chyba że otaczające węża płomienie
mieniły się czerwono, błękitnie i zielonkawo jednocześnie.
Z przedstawionych artefaktów wyciągam jeszcze jeden wniosek. W sztuce Ameryki Środkowej
spotykamy dwa rodzaje węży. Same oraz z postacią w środku. Sądzę, że węże z postacią w swoim
wnętrzu obrazują pojazd, którym poruszali się Bogowie. Same zaś węże pełniły funkcję znaku
ostrzegawczego przed niebezpieczeństwem. Stąd takie wizerunki na piramidach, przed nimi lub
w pobliżu, które pełniły taką sama rolę jak egipskie kobry na niektórych
budynkach Egiptu. Mówiły zwykłym ludziom - nie wchodź, tam czeka cię śmierć.
|
|
Doskonała znajomość astronomii, szczególnie przez Majów, musiała zaowocować następną
hipotezą. Jak i gdzie dokonywali swych obserwacji i pomiarów by osiągnąć tak niebywałą
dokładność, którą my, cywilizacja wszechczasów, osiągnęliśmy dopiero niedawno. Oczywiście, że
znaleziono. Poniżej obserwatoria astronomiczne w Chitzen Itza, Palenque i Mayapan.
Skoro Majom do uzyskania takich wyników zabrakło tylko kilku tysięcy lat, to jak
weszli w posiadanie tak wysokiej wiedzy astronomicznej?
Zwykła logika podpowiada tylko jedno rozwiązanie - Majowie tę wiedzę otrzymali. Od kogo?
Od bardzo wysokiej cywilizacji - cywilizacji Bogów. Po co? Sądzę, że z dwóch powodów.
Pierwszy, to słynny cykl 52-letni, pod koniec którego należało bacznie obserwować niebo,
gdyż Ziemia zbliżała się do chmury "kosmicznych śmieci" pozostałych po kosmicznej
katastrowie Planety X (Tiamat). Majowie nie oczekiwali, jak twierdzą niektórzy, na
powrót Bogów. Ci co mieli nadejść nosili imiona "wielu" i "świder ognisty". Meteoryty.
Drugi, to prawdopodobna data następnego "wielkiego uskoku skorupy ziemskiej", zapisana
w konkretnej korelacji ciał niebieskich. Data Naui Ollin.
|
|
Wszystkie budowle Ameryki Środkowej charakteryzuje pewna specyficzna cecha. Całość
stwarza wrażenie solidnej budowli. Jednak zrujnowane obiekty pokazują, że za fasadą
kamiennych okładzin kryje się wypełnienie złożone z drobnych kamieni spojonych zaprawą.
Czy zaczynano od zewnętrznych płyt, po ustawieniu których wypełniano środek,
czy najpierw zaczynano
od wypełnienia, które obudowywano okładzinami? Na ten temat winni wypowiedzieć się
inżynierowie budowlani (ale w żadnym wypadku dzisiejsi archeolodzy). Faktem jednak jest, że przy
takim sposobie budowania siłę roboczą mogli stanowić już ludzie. Same budowle oraz
organizację budowy mogli planować Bogowie. Składu zaprawy nie znam,
bo prawdopodobnie takiego badania nie przeprowadzono. Na skrajnych zdjęciach niżej
piramida Quetzalcoatla w Teotihuacan i piramida w Edzna.
•
W jakich dokumentach starożytnego Rzymu (pisanych lub rzeźbionych) jest opisana
organizacja, koszty czy budowa choćby
jednego akweduktu? Było to przecież ogromne przedsięwzięcie państwowe, a nie praca chałupnicza.
Podobnie jest z wiekiem Colosseum czy Cloaca Maxima. Nie ma żadnych możliwości określenia wieku
ich zbudowania, a datowanie na podstawie pozostałości po gladiatorach czy
przejedzonych Rzymianach
metodą izotopu węgla na pewno nie da odpowiedzi na to pytanie. Osobiście bardzo
wątpię w autorstwo Rzymian. Cywilizacja Rzymu, oprócz wojen, zniszczeniu kilku cywilizacji
i paru historyków, nie
wniosła kompletnie nic do rozwoju cywilizacji Europy i świata. Weszli na gotowe
i przywłaszczyli sobie autorstwo. Kłamstwo powtarzane przez wieki stało się
obowiązującą prawdą i jest już nie do wykorzenienia.
|
|
Jeszcze jeden dowód na pomieszanie z poplątaniem. Hiszpanie w nie tak dawnych czasach
przywieźli na ojczysty królewski dwór grupę niewolników z Jukatanu, którzy zdumionym europejskim
tubylcom pokazali grę w kauczukową piłkę odbijaną tylko biodrami. Gra była ostra.
Grając zapamiętale, zawodnicy łamali sobie wszystko, co tylko dawało się złamać.
Panowie dostawali wypieków na twarzy, damy mdlały, a ówcześni uczeni już kombinowali
jak wytłumaczyć ten dziki rytuał swojej własnej dziczy.
W czasach już nam współczesnych, uczeni rozpoczęli poszukiwanie korzeni tej brutalnej gry,
którą ochrzczono imieniem "tlachtli" i
oczywiście znaleźli. Od tej pory każdy skrawek ziemi mający kształt prostokąta, otoczony
murem okrzyknięto boiskiem do rytualnej piłki, gdzie zawodnicy odbijają sobie kauczukową kulę
wyobrażającą "nasz świat miotany zachciankami bogów".
Po każdym meczu, krwawa religia dawnych mieszkańców Ameryki nakazywała dobić i
tak już zmęczonego kapitana drużyny, ale z reguły "poświęcano" wszystkich. Zwycięzcy
otrzymywali dary, a przede wszystkim życie do następnego meczu.
Mało tego, uczeni wymyślili jeszcze jedno utrudnienie.
Aby chronić biodra przed urazami, zawodnicy nakładali na nie ciężkie,
w kształcie podkowy jarzma, ważące po kilka kilogramów. Podobno były ze skóry, ale
niektórzy wręcz twierdzą, że były to jarzma kamienne.
Spójrz na zdjęcia powyżej i zastanów się chwilę, co byś powiedział facetowi, który
wręczając ci ciężką piłkę lekarską, kazał przerzucić ją przez obręcz wiszącą na ścianie?
W tym momencie zgadzam się z tobą całkowicie, tyle że ja wyraziłbym to dosadniej. Czy możesz
wyobrazić sobie, że Indianie musieli to robić tylko z pomocą bioder?
Jak wyglądają te "boiska" obejrzyj na zdjęciach. Na pierwszym zdjęciu boisko w
Chitzen Itza. Czy widzisz tu boisko, czy plac defilad?
Widać, że mecze musiano rozgrywać raczej bez świadków. Gdzie bowiem miejsce dla publiczności?
Ilu ludzi biegało za piłką po tak rozległym placu? Jaką technikę stosowano na boisku w
Xochicalco (zdjęcie środkowe), a jaką w Monte Alban (po prawej)?
• Dlaczego boiska nie mają jednakowych wymiarów,
jedne są małe, a inne wielkie?
Wiadomo, czepiam się szczegółów, ale czy to naprawdę są boiska? Według mnie zbudował je
ktoś inny i w zupełnie innym celu, a ci co wymyślili "tlachtli" należeli już do
zupełnie innej cywilizacji. Przejęli budowle, a grę wymyślili sami. Ale kto by odróżniał
takie szczegóły. Zwykły zjadacz chleba przełknie wszystko, a niektóry jeszcze pochwali
tak wnikliwe podejście do sprawy.
Wynika z tego, że współczesna metoda budowania hipotez jest nadzwyczaj prosta.
Jak z wiejskiej studni zrobić zwykły wychodek? Przepis jest prosty. Weź jednego
archeologa, powierz mu relację przypadkowego autochtona i poczekaj
spokojnie na jego teorię. Może to wyglądać tak:
Dawno, dawno temu, rolnik w środku swej zagrody wykopał studnię. Obudował piękną
cembrowiną i czerpał z niej czystą wodę. Minęło kilka pokoleń i studnia wyschła.
Na dnie zrobiło się bagno, które zaczynało lekko cuchnąć. Dzieci rolnika, którym
bardziej w smak było życie "miastowe", przeniosły się, a ojcowiznę sprzedały
bogatemu działaczowi partyjnemu z miasta, bo wieś była uboga,
jak nie przymierzając nasza dzisiejsza po reformie znanego profesora ekonomii.
Działacz, jako nowy właściciel, oczywiście zburzył
stare, pobudował nowe. Starą studnię, której zapach już nie przypominał wody, wziął
oczywiście za niezbędny element kanalizacji, zmienił architekturę, dorobił
drzwi z serduszkiem i używał dalej,
ale już nie opróżniając lecz zapełniając. Po jakimś czasie jego wnuki zainteresowały
się osobliwą budowlą
i zapytały dziadka co to jest. Dziadek rozpoczął opowieść. Dawno, dawno temu pewien
rolnik miał dość chodzenia za stodołę za każdym razem i zbudował sobie...
Takim sposobem myślenia niektórzy dzisiejsi uczeni budują swoje teorie i wcale nie
dziwi, że są tak zabawne.
Czy "tlachtli" nie było przypadkiem dyscypliną międzynarodową? Sądząc po poniższych zdjęciach,
chyba tak, ale historycy boją się zaryzykować taką teorię. U nas może nie przejść.
Prostokątne kształty nie pozostawiają jednak wątpliwości. Różnice są widoczne tylko
w otoczeniu płyty głównej. Co? Nie ma obręczy? A któż zaręczy, że nie było? Uczeni od lat
twierdzą, że złodziejstwo to drugi najstarszy zawód na świecie.
|
|
Jakie wnioski? Jak zwykle poniżej smutku. Współczesna archeologia i historia starożytna,
a właściwie jej luminarze pomylili profesje.
Zamiast pisać opowiadanka dla dzieci piszą bzdury
dla dorosłych. Może jednak przeczuli, że dzieci nie dałyby się nabrać? Tlachtli, to klasyczny
przypadek głupiego założenia i jeszcze głupszego dowodu. Krwawy, współczesny rytuał
umiejscawia się w początkach dziejów, o których nie ma się zielonego pojęcia. Jest piłka
trzeba znaleźć boisko. W ten sposób w budowle wzniesione nie
wiadomo kiedy, w jakim celu i przez kogo, wtłacza się folklor indiańskiego plemienia sprzed
kilkuset ostatnich lat. Wykorzystuje się w tym celu przekazy spisane przez tych, co wpierw
wymordowali całą inteligencję cywilizacji, a potem odtwarzali historię na podstawie
ludowych wierzeń, opowiadanych przez ocalałego z pogromów indiańskiego chłopa.
Współcześni uczeni ze zwykłego
kibla potrafią zrobić salę tronową, jeśli tylko pasuje do ich koncepcji.
•
Nie ma absolutnie żadnego dowodu, że istniejące budowle Meksyku czy Jukatanu budowali ci,
którym się to przypisuje. Żeby uwiarygodnić te głupoty, budowę jednej piramidy rozciąga
się na setki lat. To, co czytamy na temat ich wieku, to dane spod przepoconego berecika
archeologa w myśl zasady "ktoś to musiał zrobić".
•
Dzieła sztuki z kamienia, niektóre wręcz ogromnych rozmiarów, przypisuje się cywilizacji,
której szczytem rozwoju są kamienne żarna, łuki, dzidy i chaty kryte liściami, a
która do transportu nadal używa osłów. Precyzyjną obróbkę kwarcu (czaszki) przypisuje
się ludziom,
którzy potrafili robić tylko gliniane ptaszki, gwizdawki i ozdóbki z piórek.
•
Stare przekazy, poparte nawet rysunkami odrzuca się jako niewiarygodne i tworzy
teorię, według której starożytni w poszukiwaniu nowej ojczyzny, wędrowali przez
góry i doliny Meksyku po piachu i skałach na... łodziach. Jak widać, teoria darwinowskiej
ewolucji w odniesieniu do mózgu archeologa nie całkowicie się sprawdza.
•
Nieznajomość pisma starożytnych cywilizacji Ameryki skazuje uczonych na sięganie
po przekazy pisane
przez morderców tychże cywilizacji, spisywane kilkadziesiąt lat po upadku tej
rodzimej kultury na podstawie opowiadań całkiem przypadkowych osób.
•
Historię tamtych terenów piszą nie ci co ją tworzyli, a brak porównania przekazów pisanych
w celu odnalezienia wspólnego źródła, powoduje stworzenie kilku grajdołów cywilizacyjnych,
które według uczonych są odrębnymi cywilizacjami. Na razie historia tamtych terenów
jest tylko historią miejscowego folkloru.
•
Żaden z uczonych nie pokusił się nawet o drobną hipotezę tłumaczącą tak rozległe
zniszczenia, które objęły cały rejon Ameryki Środkowej. Ludziom bełta się w głowie, że
Aztekowie przed opuszczeniem Teotihuacan zasypali wszystkie piramidy, by nikt z
nich nie korzystał. Opuszczenia "miast" tłumaczy się głodem, zarazą, wojnami, a tam
gdzie można działalnością wulkanów. Najpierw trzeba ustalić, kiedy naprawdę zbudowano te
"miasta", a wtedy powód ich opuszczenia stanie się jasny.
•
Niezrozumienie historii Ameryki powoduje powstawanie hipotez, które z prawdą
nie mają nic wspólnego, a wręcz uniemożliwiają ukazanie ich spójnej i prawdziwej
historii. Dzisiejsze
"jedynie prawdziwe historyczne teorie" są tylko wypocinami ludzi, dla których
sama myśl o zastosowaniu zwykłej logiki powoduje uczucie zmęczenia i migrenę.
Z opisu poświęcenia świątyni w Tenochtilan (Aztekowie) przekazanego przez
kronikarzy hiszpańskich
wynika, że w przeciągu 4 dni złożono ofiarę z 72344 jeńców wojennych (inne źródła mówią
o 64060). Można obliczyć, że przy nieustannej 24-godzinnej "pracy", co 5-6 sekund
wyrywano serce jednemu jeńcowi. Litościwie, przeznaczając na zarzynanie tylko 12 godzin
dziennie otrzymujemy jedno wyrwane serce co 3 sekundy. Na szczycie piramidy, zwanej
Templo Major, były tylko dwa "stanowiska pracy" - jedno dla Huitzilopochtli, drugie
dla Tlaloca. Czy opis hiszpańskiego klechy jest
wiarygodny? Jednak na podstawie takich przekazów "stworzono" historię Ameryki Środkowej.
Czy kiedykolwiek dojdziemy prawdy? Wątpię. Dopóki najstarszą historię Ziemi będą
badać i komentować historycy dzisiejszego pokroju, to chyba nigdy. Dla tego typu uczonych,
którzy jeszcze usiłują coś pisać lub mówić na temat najstarszej historii naszej cywilizacji,
proponuję bezwzględnie wprowadzić dewizę stosowaną w medycynie - "Primum non nocere".
Póki jeszcze wszystkich nie zdołali ogłupić.
|