Cywilizacja Bogów |
Zmieńcie definicję Boga, a wszyscy w niego uwierzą. Casey Wadowski |
|
Czy kiedyś, przed naszą istniała jakaś wyższa cywilizacja? Czy nasza, dzisiejsza
cywilizacja powstała na gruzach starszej i potężniejszej od nas. Czy taka rzeczywiście
istniała? Sądzę, że nie powinniśmy tego kategorycznie wykluczać. Daeniken twierdzi,
że Ziemię często odwiedzali kosmici. Myślę, że nie trzeba szukać aż tak daleko. Być
może pierwsze ziarno zasiane zostało z kosmosu, ale następne, siane tutaj na Ziemi,
były już rodzime. Przekazy starożytnych stwierdzają, że człowiek został stworzony
w bardzo dawnych czasach. Co chcę udowodnić? Udowodnić to może powiedziane za dużo,
ale chcę pokazać, że:
•
Istnienie wysokiej cywilizacji (cywilizacji Bogów) w dawnych czasach uważam za więcej
niż prawdopodobne. |
|
Okres Renesansu i reformacji średniowiecznego Kościoła zapalił zielone światło dla
niezależnych europejskich umysłów. Dokonano trwałego rozdziału religii od nauki i
kościoła od organizacji państwa. Początki tej pierwszej w dziejach Europy "rewolucji
kulturalnej" sięgają lat 1500 ne., a więc stosunkowo niedawno. To, co miało być
zwycięstwem racjonalizmu nad religią wydało jednak wątpliwej jakości naukowe owoce
o pochodzeniu człowieka i pojmowaniu historii, którą my nazywamy starożytną. Ta
pierwsza wielka rewolucja odrzuciła cały dotychczasowy kanon nauki będący w gestii
kościoła i rozpoczęła poszukiwanie własnej i jedynej prawdy.
Średniowiecze było okresem patentu na naukę zawłaszczonego przez kościół, który do
pilnowania prawomyślności miał w swojej dyspozycji "wymiar sprawiedliwości" - Świętą
Inkwizycję. Renesans przyniósł wyzwolenie nauki spod władzy kościoła i na zasadzie
przekory stworzył swoją naukę, ale już pozbawioną starożytnych korzeni. Wszystko, co
w treści zawierało słowo "Bóg" i "stworzenie" zostało wyrzucone poza nawias nowej,
"racjonalnej" nauki. O ile w naukach ścisłych i postępie technicznym każdy błąd
oznaczał ludzką tragedię, o tyle w naukach humanistycznych rozpoczęto wielkie
poszukiwania prawdy, która nie musiała być okupiona ludzkimi ofiarami. Jak powstał
rozumny człowiek? Jaka jest historia ludzkości? Pytania, na które do dziś nie
znaleziono odpowiedzi. W nauce o człowieku i historii zwanej starożytną prym
zaczęły wieść elity naukowców, które na dzień dzisiejszy stworzyły dwie wielkie,
lecz dalekie od prawdy teorie - darwinizm i historię starożytną. Dzisiejsza nauka
to kwiat, ale kwiat pozbawiony korzeni stojący w wazonie, w którym od lat nie
zmieniono wody.
Zastosowanie darwinizmu do historii starożytnej zaowocowało człowiekiem jaskiniowym,
który po kolei musiał wynajdywać wszelkie potrzebne do rozwoju rzeczy. Najpierw uczył
się chodzić, mówić, "wynalazł" ogień, koło, narzędzia oraz broń by po kilkuset
tysiącach lat rozbić jądro atomu. Najważniejszym bodaj wynalazkiem człowieka jest
pismo, które umożliwiło mu stworzenie bazy naukowej. Dziwne jest jednak to, że
najstarsze pisma są dla nas nie do odczytania. Co jest tego powodem? Mętne
wyjaśnienia nie wnoszą kompletnie nic do wytłumaczenia tego fenomenu. Kolejną
zagadką są budowlane osiągnięcia starożytnych, których dzisiejsza wielka technika
nie potrafi skopiować nawet w skali mikro. Naukowe teorie o ich budowie wzbudzają
śmiech i politowanie dla "wybitnych" twórczych umysłów. Naukę o pochodzeniu człowieka
i historię starożytną zmonopolizowali ludzie, którzy wprowadzają w błąd wszystkich na
całym świecie. To nowa, współczesna "Święta Inkwizycja", która za cel postawiła sobie
nie dopuszczenie do ujawnienia prawdy. Nie palą już na stosie, ale stosują
indoktrynację od najmłodszych lat. Kłamstwo powtarzane przez wiele lat stało się
obowiązującą prawdą.
•
Człowiek jest tworem ewolucji, która miliony lat kształtowała jego fizyczną postawę
i rozum. On sam dopiero po dojściu do rozumu mógł zacząć rozwijać postęp techniczny.
Postęp, jak widać stał się faktem, a co z rozumem?
Dlatego dzisiejsza historia starożytna to jeden worek, który mieści wszystko co
tylko odnaleziono. Wrzucono tam wszystko począwszy do piramid w Giza, przez
znaleziska w Glosel aż do glinianych odpustowych gwizdków środkowoamerykańskich
Indian. Tworzy się zatem fantazyjne teorie, które z logiką nie mają nic wspólnego.
Historyk starożytności zamienił się w adwokata diabła, którego jedynym zadaniem
jest udowodnienie, że czarne jest białe.
Weda Narajana - Kto zrezygnuje z pewnego i podąży za niepewnym, straci pewne i
niepewnego także nie dosięgnie.
|
|
Kiedy i w którym miejscu powstała cywilizacja na Ziemi? Na to pytanie chyba nigdy
(przynajmniej moje pokolenie) nie otrzymamy odpowiedzi. Polemika pomiędzy
ewolucjonistami a kreacjonistami stoi w martwym punkcie. Ani jedni ani drudzy nie
chcą ustąpić. Ani jedni ani drudzy nie mogą znaleźć niezbitego dowodu, który
przechyliłby szalę zwycięstwa. Czy dzisiejszy człowiek to już korona ewolucji?
Czy wzniesie się jeszcze wyżej, skoro ewolucja jest przecież procesem, który trwa
i trwać będzie bez końca? Czy dzisiejszy człowiek jest tylko marną formą
przejściową, która kiedyś znów rozpadnie się na atomy, powstaną pierwsze bakterie
i cykl rozpocznie się od nowa, aż wyewouluje następny Darwin?
Poszlaki są jednak za kreacjonistami. Coraz więcej uczonych, zwłaszcza genetyków,
stwierdza, że na ewolucję od bakterii do człowieka w warunkach ziemskich brakuje
kilku miliardów lat. A skoro z braku czasu ewolucja nie mogła się dokonać w naszych,
ziemskich warunkach, to wniosek jest jeden - ktoś musiał tej "ewolucji" dopomóc.
Ktoś musiał usunąć "brakujące ogniwo", a w jego miejsce wstawił inne, lepsze,
którego dzisiejsza nauka nie umie (lub nie chce) rozpoznać. Jeżeli Biblia i
inne przekazy starożytnych mówią prawdę to zasadnicze pytanie musi przybrać formę -
kto i kiedy?
Sumerowie twierdzą, że było to kilkaset tysięcy lat temu. Przekazy Egiptu określają
to mniej więcej na około 40 tysięcy lat temu. Niektóre ludy Ameryki Północnej powstanie
człowieka umiejscawiają na 20-15 tysięcy lat wstecz od naszych czasów. Różnice
ogromne, ale i tak odległe w czasie. Ponadto, jak sądzę, większość twierdzeń tego
typu opiera się na przekazach pisanych. A co z cywilizacjami, które nie umiały pisać?
Czy mamy prawo odebrać im miano cywilizacji? Co w końcu z cywilizacjami, które
zniknęły z kart historii w wielkich kataklizmach pozostawiając tylko nikłe ślady
lub nie zostawiając ich wcale?
Czytając stare źródła można stwierdzić, że stworzeń człowieka mogło być co najmniej
kilka i wszystkie miały miejsce po wielkich kataklizmach, jakie dotykały ludzkość.
Oczywiście czytając tylko te, które zachowały się do naszych czasów. Większość
przekazów została zniszczona przez "nawiedzony" personel naziemny Nowego Pana lub
przez całkowitych ignorantów. Część, być może, ukryta przed światem, zalega półki
najbardziej tajnej biblioteki świata w Citta del Vaticano, a te, które są dostępne,
są w większości ignorowane już w majestacie nauki. Czy poniższe stwierdzenia pisali
ludzie o wybujałej fantazji? Czy to co piszą można zaliczyć do uroczego mijania się
z prawdą?
Platon: Najpierw,
wzmiankujesz jeden tylko potop ziemski, podczas gdy dawniej było ich wiele. Następnie, nie
wiecie, że w waszym kraju żyła najpiękniejsza i najlepsza rasa ludzka, ani że od tych
właśnie ludzi pochodzisz ty i całe wasze obecne miasto dzięki temu, że zachowała się
mała ilość nasienia: wy nie wiecie tego, ponieważ w ciągu licznych generacji pomarli
ci, co przeżyli owe czasy, lecz nie byli w stanie nic zapisać.
Gilgamesz - Ty, mężu z Szurippak, Utanapisztim, synu
Ubara-Tutu, wybuduj arkę z drzewa, wybuduj ją na korabiu! Kiń swe bogactwa, pogardź pożytki swymi,
zbaw żywot swój - szukaj życia! Z wszystkiego, co żywoistne, z każdego rodzaju -
nasienie wprowadź do nawy.
Kodeks Rios -
Kiedyś, w dniu Naui Ollin, nastąpi koniec świata. Wszystko, co żyje, ulegnie
zniszczeniu na skutek trzęsienia ziemi. Będzie to już czwarte zniszczenie ludzkości.
Ale nie wiemy, czy i tym razem ludzkość będzie miała szczęście - po raz piąty -
pozostawić nasienie...
Trzy przykłady z krańców świata wskazują na to, że starożytni doskonale wiedzieli
o czym pisali.
Zdawali sobie sprawę z tego, że najważniejszą częścią Ziemi są istoty na niej żyjące, a
przede wszystkim człowiek. Doskonale odróżniali też nasienie od istot żywych.
Pójdźmy dalej. Co zrobić z tak kłopotliwymi znaleziskami?:
Wszystkie te ślady odnaleziono w Ameryce Północnej i wszystkie zostały zakwalifikowane
przez naukę jako sprytne fałszerstwa. Współczesna nauka wmawia nam, że pochodzimy od
małpy, tylko jakoś nie może wskazać od której. Niezrozumiałe jest przy tym to, że
ewolucji spodobał się tylko jeden gatunek z naczelnych, a resztę odrzuciła. Dlaczego,
skoro według darwinistów, ewolucja działa wszędzie i jednakowo na wszystko i na
wszystkich?
Wniosek nie jest optymistyczny. Ewolucja, jako teoria, wymyka się nauce bo nie jest
konsekwentna w stosunku do całości życia na naszej planecie, a przynajmniej małp.
Natura nie lubi przypadkowości, a nauka nie umie wytłumaczyć tego fenomenu. No i do
tej pory nie może znaleźć tego brakującego ogniwa, które na wieki połączyłoby nas z
atrakcyjnym przodkiem żyjącym do dziś w środku afrykańskiej dżungli. Są jeszcze dwie
prawdy uznane przez naukę:
Czy można je przyjąć za dwa etapy wielkiego tworzenia życia? Najpierw zostaje "zasiane"
życie pierwotne mające stworzyć warunki życia dla wyższych form, a przede wszystkim
mające rozpocząć "produkcję" tlenu, a dopiero później stworzone są wyższe formy życia,
które stanowić mają bazę dla istoty stworzonej na wzór i podobieństwo. Człowiek
wkracza na arenę najpóźniej, już po stworzeniu dla niego bazy życiowej. Jeśli
wierzyć Sumerom tworzenie człowieka sięga ponad 400 tysięcy lat wstecz i nie
było to od razu doskonałe stworzenie. Nauka na podstawie badań DNA i mitochondrialnego
DNA twierdzi, że nasz myślący przodek powstał nagle około 290-140 tysięcy lat temu w
Afryce.
Teoria ewolucji nadal jednak ma się dobrze i dzięki reklamie w mediach "darwiniada"
trwa dalej. W październiku 2004 prasa obwieściła całemu światu, że na indonezyjskiej
wyspie Flores odkryto szczątki małpoludka, którego natychmiast okrzyknięto człowiekiem.
Kości odkryto w doborowym towarzystwie karłowatych słoni, waranów i kamiennych narzędzi.
On sam był podobno krasnalem o mózgu grejfruta, a skarłowaciał, bo żył odizolowany na
wyspie gdzie nie było porządnego wzorca. Jak twierdzą uczeni - "Karlenie w takich warunkach,
zwłaszcza na wyspach, to przypadek znany z dotychczasowych obserwacji zwierząt".
No proszę, niby człowiek, a zachował się jak zwierzę? Wiek tego prapigmeja określono
na 18 tysięcy lat, nazwano Homo florensiensis i na wszelki wypadek już włączono do
panteonu - Homo habilis, Homo erectus, Homo neanderthalensis i Homo sapiens. Biorąc
pod uwagę stosunkowo młody wiek znaleziska można spytać - czy to było gwałtowne
cofnięcie się ewolucji czy też jej niewinne "wypsnięcie"? Na to pytanie głosiciele
małpiej ewolucji, nie dali odpowiedzi.
Najbardziej poszukiwanymi elementami małpiej doktryny są tzw. formy pośrednie, czyli
coś między prawdziwą małpą a dzisiejszym homo. Co prawda genetycy wręcz twierdzą, że
forma pośrednia nie ma prawa istnieć, ale wyznawcom Darwina to nie przeszkadza i
uparcie ich poszukują. Do tzw. Lucy, małpy z Etiopi sprzed 3 mln lat, doszedł
ostatnio jej "dziadek" sprzed 4 mln lat. Też z Etiopi i mieszkający tylko 60 km od
wnuczki. Problem w tym, że z dziadka Lucy pozostało niewiele. Jak z tego kawałka kości
wywnioskować czy już chodził na dwóch kończynach czy jeszcze podpierał się ogonem?
Bez obawy, dzisiejsi wyznawcy Darwina potrafią wszystko. Już niedługo dowiemy się,
że chodził wyprostowany jak carski oficer i na pewno nie wchodził już na drzewo bo
nie miał pazurów, a samą gębę się jakoś uśredni między wszystkimi "pitekami", tak
by przypominał daleką wnuczkę. Proponuję nazwać go Karol.
Następne odkrycie. Po czterech latach dyskusji nad fragmentem czaszki z Czadu uczeni
doszli do wniosku, że mają do czynienia z prapradziadkiem "Karola", który żył tamże
już przed 7 milionami lat. Oczywiście natychmiast włączono go panteonu człowieczej
generacji pod nazwą Sahelanthropus tchadensis, ale "żyje" dla naukowców pod
pieszczotliwą nazwą - Toumai. Rekonstrukcji z paru zębów i fragmentu czaszki
dokonano rzecz jasna przy pomocy komputera, choć nadal są trudności z rekonstrukcją
drogi do Wielkiego Rowu Afrykańskiego gdzie przeprowadzili się potomkowie wodza Toumai.
Są też wątpliwości, bo jak wzruszająco piszą entuzjaści - "Toumai miał wysoką,
charakterystyczną dla całego naszego drzewa rodowego twarz z delikatnie opadniętymi
łukami brwiowymi nadającymi obliczu wyraz zatroskania, z dużymi, okrągłymi oczodołami
i szerokim nosem" ale "wygląd twarzy Toumai nie współgrał z wielkością jego mózgu".
Jakiż to program komputerowy potrafi wyczarować z kawałka czaszki wyraz zatroskania?
Takich rozczulających momentów czeka nas zapewne jeszcze wiele, gdyż nie znaleziono
rozstajnych dróg małpy i człowieka.
W codziennej prasie raz po raz ukazują się sensacyjne artykuły o ustaleniu drzew
genealogicznych coraz to innych stworzeń. Naukowcy amerykańscy po wieloletnich badaniach
mogą się pochwalić znajomością pochodzenia nietoperza, czyli latającej myszy. Nie tej zwykłej,
ale jej kuzynki pracującej w lotnictwie. Tutaj też w grę wchodzą miliony lat, podczas których
przodek Darwina, cierpliwie dzień po dniu rzucał zwykłą mysz w powietrze,
aż któraś z kolei bojąc się wytrzebienia gatunku rozpoczęła normalne loty. Która z
kolei i po ilu latach eksperymentu rozpoczęła nową genetyczną gałąź, naukowcy nie podają.
Ważne jest to, że zaczęła latać.
Na tym nie koniec. Okazuje się, że nic już nie jest pewne. W grudniu 2004 r. okazało
się, że już nie pochodzimy od małpy ale od... ryjówki, małego zwierza ryjącego pod
dinozaurami już około 75 mln lat temu. Do takiego wniosku doszedł prof. Dawid Haussler
z Uniwersytetu Kalifornijskiego po zmiksowaniu genów kilku współcześnie żyjących
ssaków i wyciągnięciu średniej. Brawo. Co tam jeszcze zostało...?
Czy działanie ewolucji można zaobserwować dzisiaj? Oczywiście, że można. Człowiek od
iluś tysięcy lat jakoś nie może wytworzyć mechanizmów obronnych przed takimi chorobami,
jak choćby malaria, grypa czy zwykłe przeziębienie. Przez dziesiątki tysięcy lat mając
do czynienia z ogniem nie wykształcił ani krzty odporności na oparzenia. Jakoś przez
tyle lat nie może się przystosować do oddychania smogiem w wielkich miastach. Małpy
mając tak doskonały wzorzec i wspaniałych nauczycieli nie mogą nauczyć się pisać i
czytać. Żadnemu rekinowi jeszcze nie przyszło do głowy pospacerować po plaży pełnej
ludzi, gdzie pokarm sam wchodzi do paszczy. Ewolucja doskonale działa na papierze,
gdzie można do woli szastać milionami i miliardami lat. Nikt i tak nie jest w stanie
tego udowodnić i być może o to w tym wszystkim chodzi.
Darwiniści, owi "marksiści natury", mają też potężnego orędownika w postaci filozofa
starożytnej Grecji,
choć nie wiem dlaczego nie chcą się na niego powoływać. Dlaczego ci luminarze ewolucji
nie uwzględniają w swych opracowaniach tak znamienitego antenata? Może nie znają
jego znakomitej sentencji:
Platon - W ten sposób, zarówno w dawnych czasach jak i teraz, wszystkie jestestwa żywe
przemieniają się jedne w drugie, przechodząc z jednego gatunku do drugiego w miarę,
jak tracą lub nabywają inteligencji względnie głupoty.
Jednak cała prawda o teorii Darwina jest trochę inna niż się powszechnie uznaje. Sam Darwin
pisał tylko, że ewolucja posiada selektywną właściwość, polegającą na eliminacji
osobników słabiej
wyposażonych genetycznie, a przeżywaniu lepiej przystosowanych i w ten sposób dochodzi
do utrwalenia biologicznych cech korzystnych dla przetrwania gatunku. Tę część pracy
wykorzystał Adolf Hitler głosząc przetrwanie tylko najsilniejszych i najlepszych
gatunków, w tym wypadku rasy aryjskiej. Natomiast nadinterpretacji prowadzącej do wniosku,
że człowiek jest ewolucyjnym potomkiem małpy wprowadził nie kto inny, jak jeden z
ojców komunizmu - Fryderyk Engels i to właśnie komunistom zawdzięczamy tak
zawrotną karierę teorii gadającej małpy.
|
|
Dzisiejsza nauka, szczególnie ta badająca najstarsze dzieje Ziemi, oparta jest na
wielkim "gdybaniu" i nadużywaniu słówka "prawdopodobnie". Po przyjęciu głównego
aksjomatu, że Układ Słoneczny powstał około 4,5 mld lat temu ustalono, że należy
tak balansować wiekiem dowodów, by nie wyskoczyć poza główne ramy czasowe oraz
nie przeczyć logice w rodzaju - matka nie może żyć w jakimś kolejnym pokoleniu po
swoim synu. Ponadto nie wiadomo, czy brakujący 1 mld lat jest adekwatny do prawdy.
Wiek wszechświata określany jest na około 12 mld lat i kompletnie nikt nie jest w
stanie odpowiedzieć na pytanie ile trwać może ewolucja od bakterii do złożonej
formy inteligentnego homo. Odwieczny problem darwinistów czy krowa jest wielorybem,
który zapragnął zmiany pastwiska, czy wieloryb jest krową, której znudziło się
skubanie trawy, nie może doczekać się definitywnego rozwiązania.
Niektórzy być może pamiętają, jak na lekcji biologii pokazywano planszę, na której
pływająca ryba na granicy z lądem zamieniała swój przód na gadzi z rybim ogonem,
a już na lądzie paradował okazały gad. Miało to trwać setki milionów lat i tak
wyglądała ewolucja. Jak dokładnie to wyglądało nauczyciel nie potrafił wytłumaczyć.
Powiedział tylko, że tak było naprawdę i tak proszę to przyjąć. Wynika z tego, że
poszczególne części ryby zmieniały kształt w tempie ułamka mikroskali na rok. Jak
i kiedy zmuszono pierwszego osobnika, by zaczął oddychać tlenem? Ochotnik czy
wypchnięty na siłę? Jak głupia ryba wpadła na pomysł, że potrzebne będą nogi? Czym
odżywiała się ta gadoryba przez te kilkaset milionów lat, gdy jeszcze nie chodziła
po lądzie, a już nie pływała w wodzie? Kto chronił ten eksperymentalny egzemplarz
od strony wody, a kto od strony powietrza?
W dawnych czasach nauka stanowiła rodzaj jednego naczynia w rękach czegoś co zwano
filozofią. Dawało to swego rodzaju rękojmię jednolitości poglądów. A dzisiaj?
Nowoczesna nauka rozbiła to naczynie na drobne skorupy i każda z nich od tej pory
żyje własnym życiem. Każda skorupka otrzymała swoją nazwę i swoich wyznawców w
postaci tzw. wyspecjalizowanych uczonych. Stracono zaś ową jednolitość i brak
spójności poszczególnych części nauki. Do dziś odbija się czkawką brak sensownego
podstawowego założenia, któremu podporządkowano by wszystkie inne badania naukowe.
Totalny bałagan, bezładne miotanie się tam i z powrotem, nie przemyślane kierunki
badań, głupie doświadczenia i jeszcze głupsze wyniki - taki jest obraz dzisiejszej
nauki o Ziemi, człowieku i jego historii. Żaden naukowiec nie jest obiektywny, bo
do tego potrzeba wiedzy absolutnej, ale tylko nieliczni mają odwagę przyznać, że
jej nie mają.
Nie mogę także zrozumieć swego rodzaju hipokryzji. Większość uczonych, szczególnie
na Zachodzie, wierzy w Boga, czemu daje niejednokrotnie wyraz. Lecz wystarczy, że
przekroczą próg swoich uczelni i natychmiast o tym zapominają, głosząc wręcz coś
odwrotnego. Dlaczego tak jest? Oddzielenie nauki od starożytnej mądrości oraz
wprowadzenie na siłę teorii Darwina założyło psychologiczny kaganiec wszystkim
bez mała uczonym. Słowo "stworzenie" wykreślono z naukowego słownika i zastąpiono
słowem "ewolucja". Skutki tego posunięcia będą miały takie reperkusje, że
pochodzenie człowieka może nigdy nie zostać wyjaśnione. Jedno z głównych założeń,
że człowiek jest koroną stworzenia i jest jedyny we wszechświecie musiało zaowocować
odrzuceniem hipotezy o obcej ingerencji, a podstawowy dowód - człowiek, chodzi po
ziemi i urąga całej nauce.
Jak powstało życie na Ziemi i kiedy doszło do jego powstania? Nauka określiła tzw.
"okno czasowe" pomiędzy 4,0-3,8 mld lat temu, w którym powstawać miały pierwsze
organizmy na Ziemi. Zwodnicza choć brzmiąca naukowo nazwa. "Okno czasowe"
wymyślono! Wymyślono po to, by zmieścić jakoś w historii Ziemi czas na ewolucję, w
wyniku której miał powstać człowiek. To, że czasu i tak jest za mało nie ma tu
żadnego znaczenia, bo nikt nie jest w stanie tego udowodnić. Odkrycie bakterii
kopalnych, których wiek ustalono na 3,1 mld lat też jest problematyczne. Tutaj
też nikt nie jest w stanie udowodnić, nawet w przybliżeniu, czy wiek ustalono
prawidłowo. Tu działa powyższa zasada mieszczenia się w granicach umownego okresu
czasu. Nauka ustaliła dalej, że w okresie Proterozoiku na Ziemi pojawiają się już
glonowce, pierścienice i jamochłony. Około 2,5 mld lat ewolucja strawiła na przejściu
od bakterii do organizmów złożonych. Jakie to proste i jakie szybkie. 2,5 mld lat i
mamy stułbię, następne "drobne" 1,5 mld lat i mamy już człowieka.
Mało tego. 535 mln lat temu, według nauki, na Ziemi następuje "wybuch biologiczny".
Nagle i jednocześnie pojawia się niezliczona ilość gatunków roślin i zwierząt.
Pozwolę sobie zapytać z czego? Z tych jamochłonów i pierścienic? Jaka przyczyna
spowodowała nagłą wielotorowość ewolucji? Przecież podstawą darwinizmu jest
przystosowanie się do określonego środowiska. Czy Ziemia była w stanie stworzyć
setki tysięcy środowisk? Czy różnorodność gatunków w obrębie rodzin oznacza, że
każde środowisko wytwarzało jeszcze tysiące podśrodowisk? Przecież to jest paranoja.
Jest logiczne, że życie na Ziemi jest nierozerwalnie związane z nią samą i jej losem.
Odpowiedź na pytanie kiedy na Ziemi zaistniały warunki do rozwoju życia, musi dać
równocześnie odpowiedź na pytanie o jego początki. Z tym też są problemy. Do tej
pory nie ma w nauce jednolitej hipotezy tłumaczącej powstanie Układu Słonecznego,
nie mówiąc już o samej Ziemi. Zwykłych ludzi karmi się teoriami w rodzaju: "kontynenty
liczą miliardy lat", ale "oceany nie są starsze niż kilkaset milionów lat". To, za
przeproszeniem, skąd nagle wzięło się tyle wody i do tego słonej? Co przez tyle setek
milionów lat znajdowało się między kontynentami? Czy życie wyszło z wody dopiero
kilkaset milionów lat temu? W imię nauki robi nam się wodę z mózgu.
Moja hipoteza jest prostsza, ale zmuszająca do opuszczenia kręgu nauki i ukłonu w
kierunku mądrości starożytnych. Wiadomo z kosmogonii sumeryjskiej, że Ziemia
w przeszłości doznała katastrofy kosmicznej oraz, że życie na Ziemi zostało zasiane
z kosmosu. O dziwo, można z tego ułożyć sensowną hipotezę. Oczywiście hipotezę
także nie do udowodnienia, ale za to ładniejszą, bardziej fascynującą i bardziej
zrozumiałą.
• 
W zaraniu tworzenia się Układu Słonecznego praZiemia krążyła po orbicie między
Marsem i Jowiszem, cała jej powierzchnia pokryta była wodą. Czy posiadała
atmosferę? Być może, lecz była to zapewne cienka warstwa tego, co wyparowało
z jej powierzchni, o ile w ogóle coś parowało w tak niskiej temperaturze.
A co na to nauka? Nauka nieśmiało przebąkuje, że coś musiało się stać 500 mln lat
po powstaniu Układu Słonecznego. Nie mówi wprost o katastrofie kosmicznej, ale o
jakimś "wielkim odgazowaniu", które utworzyło atmosferę Ziemi. Do dziś jednak
nie ma jednolitego poglądu na powstanie komet czy pasa planetoid. Nauka nie jest
w stanie odpowiedzieć kiedy i dlaczego Mars wszedł w posiadanie tak dziwnych księżyców.
Co mogło spowodować ten "wielki biologiczny wybuch"? Tu w moją hipotezę wkraczają ONI
i ich "Kosmiczna arka Noego". Nie jest niemożliwe i nie można całkowicie wykluczyć,
że życie zostało przyniesione z kosmosu. Przemawia za tym ogromna różnorodność form
życia, a przede wszystkim nagłe ich pojawienie się. Tu prawdopodobnie pojawia się też
pierwsze niedopatrzenie. Z "kosmicznych nasion" wyrastają gigantyczne zwierzęta i
rośliny. Zarodki zabrane zapewne z rodzimej planety, lub tworzone w warunkach
kosmicznych, gdzie siła ciążenia mogła być większa niż na Ziemi, rodząc się w
warunkach mniejszej grawitacji osiągają olbrzymie rozmiary. Czy rozmiary tych
potworów zmniejszały się w następnych pokoleniach, czy też 65 mln lat temu mieliśmy
do czynienia z pierwszą interwencją Stwórcy? Na to nie jestem w stanie odpowiedzieć,
choć wygląda prawdopodobnie. Dla cywilizacji wędrującej przez kosmos, skierowanie
w kierunku Ziemi dużego asteroidu było zapewne dziecinną igraszką. Może jednak za
masowe wyginięcie dinozaurów także odpowiada "wielki uskok skorupy ziemskiej"? Jak bowiem
wytłumaczyć "zagładę", która według nauki trwała 2 miliony lat?
Można wysnuć z tego jeszcze jeden bardzo ważny wniosek. Wynikało by z tego, że w
całym Układzie Słonecznym tylko jedna planeta nadawała się do życia, tylko Ziemia
oferowała warunki gwarantujące rozwój i przetrwanie dla form żywych. Być może
ostatnie odkrycia w meteorycie z Marsa wskazują tylko na jakiś nieudany kosmiczny
eksperyment. Eksperyment, który wykazał, że nawet organizmy pierwotne nie wytrzymały
próby przetrwania na tej planecie.
|
|
Jak w tym wszystkim umiejscowić Bogów i Ich ingerencję w inteligentne życie na Ziemi?
Sądzę, że pierwszym krokiem musi być danie wiary temu, co piszą starożytni, a przede
wszystkim zrozumienie tego co piszą. Drugim zaś, wymagającym niemałej odwagi, jest
inne spojrzenie na samych Bogów. Postawienie znaku równości między Bogami a
przedstawicielami bardzo wysokiej, pozaziemskiej cywilizacji powinno zmienić
nasz sposób myślenia. Wszystko zaczyna być klarowne i zrozumiałe. Wiem, że takim
stwierdzeniem skazuję siebie na stos, ale żeby zacząć to wszystko rozumieć i tak
musimy zmienić nasze podejście do świata i samych Bogów.
Jeśli poddaliśmy w wątpliwość istnienie ewolucji, to musimy przyznać, że zaistnienie
na Ziemi wielkiej różnorodności roślin i zwierząt musiało być efektem czyjejś
ingerencji. Skoro wtedy na Ziemi nie było człowieka, to wniosek może być tylko
jeden. Nazwanie tego Kogoś jest w tym momencie nieistotne, a istotny jest czyn
którego dokonał. Kolejnym pytaniem, bodaj najważniejszym jest dlaczego powstał
człowiek? Nie kiedy, ale dlaczego i po co. Jedną z odpowiedzi jest odpowiedź
Sumerów. Człowiek powstał po to, by wyręczać Bogów w ciężkiej pracy oraz po to,
by im służyć. Dość konkretna przyczyna choć coś innego można przeczytać w Sabhaparwie.
Tu stwierdza się, że w odległych czasach, z odległego miejsca Bogowie przybyli na
Ziemię aby studiować ludzi. Logika podpowiada, że możemy tu mieć do czynienia z
inną ekipą, lądującą w czasach, gdy na Ziemi ludzie już istnieli.
Człowiek został stworzony kilkaset tysięcy lat temu i jak twierdzą Sumerowie od razu
miał możność mówienia. Wszak zwierzętom i roślinom nazwy nadał Adam w ogrodzie Eden.
Przez Bogów został nauczony pisać i przekazana mu została podstawowa wiedza. Po
akceptacji Adama, jako pierwszego sprawdzającego się modelu człowieka, postanowiono
stworzyć drugie ogniwo niezbędne do prokreacji. Tak powstała kobieta. Genetycznie
identyczna z drobnym liftingiem w wiadomych miejscach. Do "produkcji" ludzi nie
trzeba już było wykorzystywać "bogiń życia". Rasa ludzka rozpoczęła własną egzystencję.
Nie obyło się wszakże bez kolejnej wpadki. Nie zdyscyplinowana, czy wręcz zbuntowana
grupa boskich przedstawicieli, wbrew zakazom, dokonała gwałtu na ziemskich kobietach,
co wydało przerażające owoce.
Biblia -
Synowie Boga, widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony,
wszystkie, jakie im się tylko podobały. A w owych czasach byli na ziemi giganci;
a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły.
Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach.
Dziś ta grupa jest znana pod nazwą "upadłych aniołów". Czy znów dał znać o sobie przypadek
złączenia kosmicznych genów z ziemskimi? Czy nie jest dziwne, że przekazy starożytnych
są w tej materii nad wyraz zgodne? Giganci czy olbrzymy umieszczani są w pierwszym
okresie panowania Bogów na Ziemi. Gdy zaczynają zagrażać pozostałej ludzkości, a
przede wszystkim Bogom, podjęta zostaje decyzja o ich zniszczeniu. Bóg podejmuje
także inną, brzemienną w skutki decyzję. Cała grupa (skażona pierwiastkiem ziemskim)
zostaje skazana na wieczny pobyt na Ziemi. Nie zostają przyjęci z powrotem do grona
kosmicznej ekspedycji. Biblia wspomina o jakiejś niebiańskiej bitwie. Być może
ukarani chcieli siłą wywalczyć sobie utracone prawo, ale zostali pokonani.
Pozbawieni możliwości powrotu do swojej cywilizacji, zmuszeni byli założyć
pierwszą boską cywilizację na Ziemi. Jednak wtedy, zakładając istnienie miłosierdzia,
nie zostają pozbawieni wszystkiego. Zatrzymują przy sobie wytwory najwyższej techniki, zapewne
pozostawione im zostają stacje na orbicie Ziemi, środki bliskiego transportu
kosmicznego itp. Sami zaś muszą zbudować bazę techniczną na Ziemi. Nie otrzymują
tylko jednego. Nie otrzymują środka umożliwiającego im powrót na rodzimą planetę.
Kiedy to mogło się wydarzyć? Nasza nauka twierdzi, że pramatka ludzkości pochodzi
z Afryki i było to około 200-300 tys. lat temu. Ile trzeba czasu, by populacja wzrosła
na tyle, by liczyć się jako naród? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Ale
wtedy populacja ludzi musiała być już dość znaczną, gdyż synowie boży jak piszą
starożytni, mieli możliwość przebierania w ziemskich pannach.
Cóż, na tym można by zakończyć dywagację, lecz chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na
dwa czynniki, które nie ułatwiały życia na Ziemi. Pierwszy to ciągłe zagrożenie
z kosmosu, gdzie praprzyczyną była wielka katastrofa kosmiczna z początków
formowania się Układu Słonecznego, a druga to ciągła niestabilność samej skorupy
Ziemi spowodowana tą samą praprzyczyną. Oba czynniki zagrażają i dzisiaj, choć
przez większość są bagatelizowane. Wbrew temu jak sądzi większość wierzących,
bunt aniołów był błogosławieństwem dla rasy ludzkiej. Nikt inny, tylko pierwsza
boska, ziemska dynastia, wielokrotnie ratowała ciągłość życia na Ziemi. Miała po
temu możliwości, przede wszystkim techniczne. Czy nie jest zastanawiające, że
zawsze po wielkich kataklizmach "królestwo ponownie zstępowało z nieba"?
Ziemię równolegle zamieszkiwały dwie cywilizacje. Cywilizacją wiodącą była oczywiście
cywilizacja boska, a obok niej żyła cywilizacja jej służących - cywilizacja ludzi.
Jak w każdym świecie, tak i w naszym istniały zapewne mezalianse, być może zamierzone,
owocujące mieszańcami, których starożytni zwali półbogami lub herosami (półboginiami,
boginkami lub heroinami). Zecharia Sitchin zwrócił uwagę na dziwny, według niego,
sposób zawierania małżeństw, stosowany jeszcze w tzw. wyższych sferach. Co tu
dziwnego? Zachowanie czystości genów było główną zasadą zachowania czystej rasy
(trochę nieładnie brzmi). To dlatego Bogowie egipscy czy greccy utrzymywali stosunki
ze swoimi siostrami, przy czym obowiązywała zasada, że ojciec mógł być ten sam,
ale matka musiała być inna.
Bardzo możliwe, że wyrażenia takie jak "szlachetnie urodzony" czy "błękitna krew"
odnosiły się początkowo do ludzi spokrewnionych z "synami bożymi" czy "półbogami"
i pozostawały w ścisłym związku z tą elitą. Pierwiastek ten, czy bardziej gen,
zaczął zanikać, gdy tą ścisłą czołówkę zaczęli uzupełniać szlachetnie urodzeni
"z nadania", ale o genach najzwyczajniej ludzkich. Być może ten boski gen jeszcze
dzisiaj ujawnia się sporadycznie w geniuszach, o których mówi się, że talent
otrzymali od Boga, czy też, że posiadają "iskrę bożą".
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na znamienny fakt. We wszystkich "rozkopanych"
cywilizacjach nie znaleziono nic, co świadczyłoby o wykorzystywaniu "wysokiej
technologii" przez ówczesnych ludzi. Dlaczego? Sądzę, że ludziom nie wolno było
jej mieć. To samo ograniczenie dotyczyło także mieszańców (półbogów), z których
rekrutowali się królowie ziemscy i kapłani. Najwyższa technologia była zastrzeżona
wyłącznie dla Bogów. Człowiek mógł mieć tylko najprostszą broń - oszczep, łuk,
miecz, tarczę, rydwan oraz narzędzia do pracy - pług, żarna, wozy itp. Wszystko
to człowiek otrzymał (!!!) od Bogów, podobnie jak został nauczony rzemiosła,
uprawy roli czy hodowli i tylko takie obrazy można oglądać na wszystkich
odnalezionych reliefach starych cywilizacji. O broni jaką posiadali Bogowie
odnaleźć możemy jedynie wzmianki w starożytnych przekazach. A te jak myślę,
spisywano bez wiedzy Bogów i stąd prymitywny, "nietechniczny" opis
naocznego obserwatora.
Bogowie prowadzili wojny między sobą na Ziemi, ale tu zasadniczym mięsem armatnim
byli ludzie. Jak pamiętamy z greckiej mitologii Bogowie tylko pomagali w walkach,
mogąc przechylać szalę zwycięstwa. Podobnie jak w mitologii hinduskiej. Natomiast
walki Bogów między sobą były toczone na firmamencie, w przestrzeni pozaziemskiej,
a tam jak wiadomo z przekazów hinduskich, w użyciu była najwyższa technologia, do
dziś przez nas nie rozpoznana. Technologia, jaką znamy dziś i jaką posiadamy,
powstała wyłącznie w wyniku ewolucji technicznej i stworzona została już przez
samych półbogów i ludzi lecz dopiero wtedy, gdy Bogowie opuścili Ziemię.
Podobnie, jak sądzę, było z pełnieniem władzy na Ziemi. Królowie czy kapłani byli
mieszańcami genów boskich i ludzkich i tylko ci mogli dostąpić tych zaszczytów.
Partnerkami mogły być tylko kobiety z domieszką krwi boskiej. Była to kasta,
która obowiązki pełniła dożywotnio i władzę czy kapłaństwo przekazywała z ojca
na syna i tylko wewnątrz tej elity. Była to kasta pierwszych "urzędników państwowych"
kształcona w dodatku przez Bogów. A kapłani? Prawdopodobnie obowiązywał tam ścisły
celibat, ale tylko w odniesieniu do zwykłych "ludzkich" kobiet. Znane są z historii
"kapłanki", czy "klasztory dziewic" i chyba można się domyślać po co istniały.
Czy nie o degradacji umysłów pisze Platon opisując przyczynę najazdu mieszkańców Atlantydy
na Europę?
Platon -
Gdy jednak zanikł w nich boski pierwiastek dlatego, iż w wielkiej mierze i często
zastępował go element śmiertelny i brał w nich górę ludzki charakter, wówczas
nie potrafili już dłużej znosić swego obecnego powodzenia i zaczęli zachowywać
się haniebnie.
Możliwe jest także to, że już wtedy człowiek nie doznawał "opieki" boskiej i był
świadom tego, że został opuszczony przez Bogów. Brak widma nieuchronnej "kary Bożej"
owocował samodzielnym podejmowaniem decyzji, nierzadko wbrew ustalonemu przez Bogów
porządkowi. Zaczynało obowiązywać "ludzkie" prawo - prawo silniejszego.
Jak ziemia długa i szeroka do tej pory nie znaleziono szczątków, które można by
uznać za szczątki innej cywilizacji. Czy świadczy to o tym, że innej niż nasza
cywilizacja na Ziemi nie było, czy też nie potrafimy nic odnaleźć? Z jednej
strony, przez tyle tysięcy lat nie powinno pozostać po nich nawet śladu, z drugiej
zaś czy potrafilibyśmy je zidentyfikować? Wiele miejsca stare przekazy poświęcają
wzięciu żywych do nieba lub "umieszczeniu" kogoś na nieboskłonie. Starzy Bogowie
odchodzili do nieba, półbogów grecki Zeus umieszczał na niebie. Niebo nad nami roi
się od herosów i "boskich" stworów. Dlaczego nie ma gwiazdozbiorów Bogów? Dlatego,
że Bogów uosabiały planety.
Czy w niebie istniał boski dom starców i intensywna opieka medyczna? Chyba tak.
Przecież Heraklesa Zeus umieścił na niebie dopiero po skażeniu go "bronią chemiczną"
centaura Nessosa. Ra udał się do nieba, gdy był już trzęsącym się starcem, któremu z
ust ciekła ślina. Czy zmarłych na Ziemi należących do ich cywilizacji także zabierano
do nieba? Historycy twierdzą, że umieszczenie półbogów na firmamencie było zwykłą
poetycką przenośnią. Naprawdę? Jak wytłumaczyłbyś nierozumnemu dziecku by nie ruszał
psiej kupki. Zanim skończył byś wykład o szkodliwości bakterii kałowych dla ludzkiego
układu pokarmowego, byłoby już za późno. Krzyknął byś krótko: nie rusz, to be. Tak
samo tłumaczyło się mało rozumnemu człowiekowi, bo z resztą, nie była to jego sprawa.
Nurtuje mnie jeszcze jedno. Zdaję sobie absolutnie sprawę z tego, że mówimy o okresie
czasu liczącym co najmniej dwie setki tysięcy lat. Dla wieku samej Ziemi to mrugnięcie
okiem, ale dla historii rozumnego życia to szmat czasu. Skoro dopuściłem możliwość
ingerencji obcych, to czy "desant" Bogów na Ziemię był tylko epizodem, czy też Ziemię
odwiedziło kilka pozaziemskich cywilizacji? Tego nie można całkowicie wykluczyć.
Skąd bowiem na Ziemi wzięło się tyle ras? Przy czym dlaczego krąg biblijny znał
tylko trzy rasy - białą, żółtą i czarną? Dlaczego w Ameryce nie roi się od Mongołów
(skoro zasiedlono ją przez cieśninę Beringa) lecz dominującą rasą jest rasa Indian?
Czy nagłe pojawianie się na określonym terenie określonych grup ludzkich (określane
dziś jako "znikąd" czy "niewiadomego pochodzenia") nie było planowym "zasiedlaniem"
czynionym przez Bogów? Czy kiedykolwiek sprawdzimy czy genotyp Neandertalczyka i
człowieka z Cro-Magnon jest identyczny?
Skąd na Ziemi tyle religii, z których każda
uważa, że jej Bóg jest jedyny i prawdziwy? Skąd na Ziemi wzięły się trzy podstawowe
systemy liczenia - dziesiętny, dwudziestkowy i sześćdziesiętny? Nie liczę oczywiście
wielu systemów liczenia od jeden do "mnóstwo wiele". Skąd wreszcie tyle odmian pisma?
Klinowe, hieroglify egipskie, hieroglify Majów, pismo Etrusków czy wreszcie sanskryt,
że wymienię nieliczne. Dlaczego uczeni nie potrafią odczytać wielu rodzajów
starożytnych inskrypcji? Sądzę, że z prostego powodu - Bogowie dali ludziom pismo,
a nie alfabet. Wraz ze śmiercią znawców pisma umierała wiedza zawarta w pisanych
przekazach.
Odbiegając, lecz niezbyt daleko, od tematu chciałbym przytoczyć pewien cytat ze
starożytnego Sumeru, z epickiego poematu "Enmerkar i władca Aratty":
Niegdyś nie było węża, nie było skorpiona, nie było hieny, nie było lwa,
Czy są to wynurzenia pogryzionego przez hienę albo majaki ukąszonego przez skorpiona,
czy też opis dawniejszych, lepszych czasów? Wygląda jak opis greckich warunków "złotego
wieku ludzkości". Czy dopuszczając istnienie kilku boskich cywilizacji, które
odnawiały życie na Ziemi po wielkich kataklizmach, można dopuścić także odtwarzanie
lub tworzenie nowego żywego inwentarza? Niektóre zwierzęta jakby nie pasują do
ziemskiej sielanki. Czy po kataklizmach nie pozostawały gdzieś w zakamarkach Ziemi
ocalałe gatunki dawniejszych zwierząt? Twierdzi się przecież, że krokodyl czy
latimieria, to relikty epoki dinozaurów. Czy wraz z odbudową życia rozumnego
"dokładano" także nowe gatunki zwierząt? Czy drapieżne i jadowite zwierzęta miały
regulować ilość ludzkiej populacji, czy też były tylko "ochroną" ściśle boskich
terytoriów? Jaki czynnik mógł spowodować, że ludzie i zwierzęta zaczęli pożywiać
się mięsem?
Jak długo bogowie rządzili na Ziemi? Chyba dostatecznie długo, by pozostawić po sobie
niezatarty ślad. Jak widać nie żyli wiecznie, ale dostatecznie długo by stworzyć takie
wrażenie na ludziach. Czy to właśnie ta zazdrość stworzyła naukową "odwieczną tęsknotę
ludzi za nieśmiertelnością"? Dla życia boskiego Sumerowie operowali jednostką czasu
zwaną "sar", która liczyła 3600 lat. Panowanie Bogów w Egipcie czy Mezopotamii liczono
w dziesiątkach tysięcy lat. W egipskich przekazach można zaś wyczytać o starzejących
się bogach, których opis, wypisz wymaluj, pasuje do opisu dzisiejszych starych,
schorowanych ludzi. Dziś nie ma już bogów i półbogów. Czy naturalnie wymarli,
czy też zbudowali to, co im było najbardziej potrzebne - pojazd, którym wrócili
do swej kosmicznej ojczyzny? Kiedy to mogło być? 14-15 tysięcy lat temu? Prawdą
jest, że wojujących Atlantów i Greków nikt już nie ostrzegł przed kataklizmem.
Jedno jest pewne. Na Ziemi ich nie ma. Nie ma też ich "zabawek". Czy powrócą jak
obiecali, czy tylko obiecali?
Dzisiaj sam człowiek zaczyna kreować się na Boga. Wynalazł już boski piorun i
rozpoczął zabawę z genami. Przypomina to zabawę brzdąca z nożyczkami i kontaktem
elektrycznym w ścianie. Może nie trafić w dziurki, ale jak trafi to może się poparzyć
lub co gorsza może zginąć. Ktoś, kiedyś ujął to bardzo trafnie: "Ludzkość znalazła
się w bardzo niebezpiecznych rękach - we własnych". Ale, czy opuszczeni, mamy inne
wyjście?
|
|
Czyli rzecz o olbrzymach. Czy faktycznie istnieli w zamierzchłych czasach? Czy
starożytni, jak twierdzi dzisiejsza nauka, mieli tak wybujałą fantazję? Namacalnych
dowodów nie ma, choć można przeczytać tu i ówdzie, że jeszcze na początku ubiegłego
wieku, w chińskich aptekach, można było nabyć kości należące do olbrzymów. Podobno
na Jawie znaleziono szczątki olbrzyma, ale te zaginęły w zawierusze II wojny światowej.
W Transwalu w Południowej Afryce też ponoć natrafiono na szkielet olbrzyma. Co się z
nim stało? Ślady prowadzą też na pustynię syryjską, gdzie podobno w Tadmurze (Palmyra)
kalif Walid I odkrył grób i napis "Oto jest grób i katafalk pobożnej Bilkis (królowa
Saby po arabsku) małżonki Salomona". Kiedy na polecenie kalifa otwarto grobowiec,
ten przerażony kazał go natychmiast zamknąć i nigdy nie otwierać. Był to podobno grób
olbrzymki.
W księdze Henocha, apokryfie nie uznawanym przez oficjalną religię chrześcijańską,
znajdujemy takie opisy:
I oto strażnicy Wielkiego Świętego zawołali mnie, Henocha, pisarza i rzekli do mnie:
"Henochu, pisarzu sprawiedliwości, idż ogłoś Strażnikom Niebios, którzy opuścili
wysokie niebo, wieczną siedzibę, splamili się z niewiastami, tak jak czynią to istoty
człowiecze, wzięli je sobie i pogrążyli się w wielkim zepsuciu na ziemi".
Apokryficzna księga Barucha wspomina nawet o ilości olbrzymów zamieszkujących ziemię:
I sprowadził Bóg potop na Ziemię i zniszczył wszystko życie, a także 4 090 000 gigantów.
Woda sięgała piętnaście łokci ponad najwyższe góry.
Istnieją też inne, mniej znane opisy, jak te z Księgi Mojżeszowej:
Widzieliśmy też tam olbrzymów, synów Anaka, z rodu olbrzymów, i wydawaliśmy się sobie
w porównaniu z nimi jak szrańcza, i takimi też byliśmy w ich oczach.
Bogowie zapewne nie byli ułomkami. Zbliżenie z nimi, jak
widać z cytatu z tabliczki z Nippur, napawało lękiem ziemskie kobiety.
Na glinianej tabliczce wyryto słowa ziemskiej kobiety imieniem Ninlil:
Moja pochwa jest za mała, nie umie spółkować. Moje usta są za małe, nie umieją całować.
Znamiennym jest fakt, że wzmianki o olbrzymach czy gigantach występują niemal na
całym świecie. Występują u ludów nawet odizolowanych wielkimi obszarami wód. Czy
jest możliwe, żeby taki sam wątek został wymyślony w tylu odrębnych miejscach?
Biblia, mitologia grecka, sagi skandynawskie, germańskie, fińskie, ba nawet Polska
ma swojego Waligórę i Wyrwidęba. Eskimosi stwierdzają lakonicznie, że naonczas na
Ziemi żyły olbrzymy. Przekazy azteckie mówią, że piramidy w Teotihuacan zostały
usypane przez olbrzymów. Nie znam przekazów pisanych z Indii czy Egiptu, ale i
tu można znaleźć olbrzymie postacie na reliefach i rysunkach starożytnych.
Czy kiedyś naprawdę istnieli ludzie tak dużego wzrostu? Nauka już od lat szkolnych wpaja
nam, że to królowie, zadufani w sobie, próżni i nonszalanccy kazali rzeźbić i rysować
siebie w tak wielkich rozmiarach, by odróżniać się od pospolitej hołoty. Giganci w
rodzaju Goliata, to przenośnia mająca wykazać, że nawet największe zło może być
zwyciężone przez małe dobro. Olbrzymami z bajek straszono niegrzeczne potomstwo.
Niektórzy na takich obrazach widzą dzieci. Jak to dzieci... Przecież dzieci mają
zupełnie inną proporcję ciała. A na wojnie też dzieci? Palestyńska intifada w
zamierzchłych czasach? Wolnego...
Ostatni relief znajduje się w kambodżańskiej świątyni Angkor. Przedstawia olbrzyma
(króla?, demona?), który zabija lub bije dużo mniejszych od niego ludzi. Ludzi
należących do tej samej, co on rasy - rasy "długouchych", rasy, po której już
dawno zaginął ślad. Bici są ciekawie skrępowani - bijący trzyma w ręku sznur,
który jest przewleczony przez ich uszy. Jak wyglądały ich uszy obejrzysz dalej w
rozdziale "Znaki szczególne zaginionych".
Czy ktoś się zastanawiał, dlaczego starożytni byli tak nieekonomiczni? Dlaczego
budowano tak wysokie świątynie i pałace, dlaczego wejścia do nich były wielokrotnie
wyższe od wzrostu przeciętnego człowieka? Jak sądzę dlatego, że świątynie budowano
dla Bogów, a pałace dla królów - dzieci Bogów. Boski gen wzrostu występował także
u ich dzieci. Do dziś mówi się - Bóg jest wielki. Początkowo miano chyba na myśli
wzrost, jako że język starożytnych był językiem oszczędnym i jednoznacznym. To
dopiero rozwój języka w naszych czasach doprowadził do takiej wieloznaczności
jednego określenia. Starożytni określali wzrost olbrzymów na 100-200, a czasem
więcej stóp. Przyjmując proporcjonalną siłę przestaje dziwić, że igraszką dla
Bogów było postawienie cyklopowych murów, a giganci z łatwością ciskali olbrzymimi
głazami.
Ktoś może zapytać: no dobrze, a czemu malowany na wazach greckich, Herakles syn Boga
zabijający lwa jest już taki proporcjonalny? Sądzę, że odpowiedź tkwi w czasie. Grecy,
jeden z najbardziej inteligentnych, ale już współczesnych, historycznych ludów nie widzieli
wokół siebie olbrzymów. Nie mieli autentycznego, żyjącego wzorca, a w rysunkach chcieli
oddawać prawdę.
Dlaczego nie znajdujemy grobów gigantów? Sądzę, że wyjaśnienie tej kwestii leży już
w sferze bardziej duchowej, w sferze miłości ojcowskiej. Pierwsi ziemscy królowie
byli dziećmi Bogów i śmiertelnych kobiet. Bardzo możliwe, że u schyłku życia ojcowie
"zabierali ich do nieba", by ostatnie chwile spędzili już bez ziemskich trosk.
Oczywiście mówimy tu tylko i wyłącznie o boskich dzieciach. Czytając Teksty Piramid
po odrzuceniu tysiącletnich "zanieczyszczeń" można dojść do wniosku, że czyta się
reportaż ze startu pojazdu kosmicznego. Dojście do statku poprzedzone jest
przechodzeniem przez różne pomieszczenia, gdzie podróżnik jest sprawdzany przez
obsługę naziemną i przygotowywany do lotu. Przeczytać można, że faraon był nawet
zatrzymywany przez "gadające drzwi" i dopiero po podaniu hasła przepuszczany dalej.
W końcu zajmował miejsce w "oku Horusa" i rozpoczynał swą podróż w kosmos. Olbrzym
Ra-meses to przecież syn Boga Ra. Istnieją także przekazy, że do nieba zabierane
były też matki boskich dzieci. Takiego zaszczytu w najbliższych nam czasach dostąpił
przecież syn Boga Jezus i jego matka Maria. Czy mówiąc o Nich, mówimy o właściwych czasach?
Czy nasza, chrześcijańska religia ma "tylko" dwa tysiące lat?
Jak zwolennicy Allaha dowodzą prawdy
Nie tylko chrześcijanie chcą za wszelką cenę dowieść prawdy. Robią to także bracia
w Allahu. Mistyfikacji dokonali nie zwolennicy Biblii a zwolennicy Mahometa.
|
|
Czym jest człowiek w na Ziemi? Koroną stworzenia czy szczytem ewolucji? Władcą
Ziemi czy tylko najrozumniejszym wśród małorozumnych? Czy jest tylko małym
płomykiem, który może zgasić najlżejszy nawet podmuch. Jakie zdanie na jego temat
miały wyższe, boskie sfery, przeczytać można u Ajschylosa:
Prometeusz: Oprócz zaś tego jeszczem dał im ogień. Okeanidy: Dziś
jasny ogień mają jednodniowi?
Dlaczego nasze życie jest takie, a nie inne? Czy tak być musi? Tak. Przynajmniej
na razie. Postarali się o to Bogowie, nasi stwórcy. Jak wiadomo, pierwsi ludzie
(w Biblii nazywani patriarchami) wiek swój liczyli w setkach lat. Widać Stwórca
nie obawiał się wtedy konkurencji albo zbyt mocno uwierzył w intelektualną
doskonałość swego dzieła. Im dalej tym gorzej ... dla nas. Piszą o tym starożytni:
Popol Vuh -
Zostali obdarzeni rozumem; spojrzeli i natychmiast wzrok ich sięgnął daleko,
zdołali ujrzeć, zdołali poznać wszystko, co istnieje na świecie. Kiedy patrzyli,
w jednej chwili widzieli wszystko, co ich otaczało, i oglądali wokół siebie
sklepienie niebieskie i okrągłe oblicze ziemi. Widzieli wszystkie rzeczy zakryte,
bez potrzeby ruszania się z miejsca; natychmiast widzieli świat i jednakowo dobrze
z miejsca, gdzie się znajdowali, widzieli go.
Opowieść o Adapie -
Wydoskonalił jego rozum [...] Dał mu mądrość [...] Dał mu poznanie; Wiecznego
życia mu nie dał.
Księga Rodzaju - Tuż przed potopem, Stwórca widząc, że rodzaj ludzki zaczyna
wymykać się spod kontroli
Wtedy Bóg rzekł: Nie może pozostawać duch mój w człowieku na zawsze, gdyż człowiek
jest istotą cielesną; niechaj więc żyje tylko sto dwadzieścia lat.
Ingerencja producenta we własny produkt spowodowała ograniczenie jego trwałości.
Cóż, miał do tego prawo. Szkoda tylko, że jednocześnie zlikwidował instytucję
gwarancji.
Nie sposób nie zauważyć, że mowa jest tu o manipulacjach genetycznych. Każdy, kto
cokolwiek wie o życiu istot żywych, tylko taką ewentualność weźmie pod uwagę.
Nie istnieje inna możliwość zmian właściwości organizmów żywych. Na ten temat
pisało, a właściwie przepisywało od Daenikena, bardzo wielu. Istnienie w głębokiej
historii dziwacznych istot, chimer, potworów itp. przypisuje się "zabawom" Bogów.
Czy naprawdę? Nawet my, ludzie dzisiejsi, uważamy badania genetyczne za rodzaj
najniebezpieczniejszej zabawy. Czym więc mogło to być? Może mieliśmy tu do czynienia
z przejęciem starego laboratorium przez jakąś nową ekipę, która pozbawiona
dokumentacji robiła doświadczenia na znanej zasadzie "jakoś to będzie". Może
"potwory" tworzono jako elementy ochrony ściśle boskich terytoriów?
Dziwi mnie natomiast, że tylu znawców rzeczy, nie zwróciło uwagi na fakt stosowania
klonowania. Wydaje się, że oprócz naturalnej prokreacji ocalonych z kataklizmów, w
niektórych miejscach miał miejsce akt odtwarzania rodzaju ludzkiego poprzez
klonowanie. Przykład z przekazów dawnych ludów Meksyku:
I natychmiast skrzyknęli się bogowie. Rzekli: Kto zamieszka ziemię? [...] I wnet
udał się Quetzalcoatl do Mictlanu, zbliżył się do Mictlantecuhtli i do
Mictlancihuatli, i tak do nich rzekł: Przybywam w poszukiwaniu drogocennych kości,
które ty przechowujesz, przychodzę by je zabrać. [...] Co z nimi uczynisz
Quetzalcoatlu? Odrzekł mu Quetzalcoatl: Bogowie pragną, by ziemia była zamieszkana. [...]
Ale potem udał sie w głąb, zagarnął drogocenne kości. Z jednej strony znajdowały się
kości mężczyzny, z drugiej kości kobiety. [...]
Tu następuje opis zabierania kości, ale wskutek intrygi kości zostają rozsypane i
zmieszane. Quetzalcoatl zbiera je i składa w jedną wiązkę i przynosi je do Tamoanchan
[...] Wtedy przybyła ta, która zwie Quilaztli, a która jest Cihuacoatl, i
zmełła je, i włożyła je do drogocennego naczynia, Quetzalcoatl zrosił je wtedy własną
krwią. [...] ...i rzekli: och bogowie narodzili się macehuales.
Dla wyjaśnienia - "Macehuales - ludzie, członkowie niższej warstwy społecznej". Sądzę,
że to nie wymaga żadnego komentarza. Można tylko zapytać, czy to wtedy narodziła się
nowa ludzka rasa - Indianie? Czy był to odosobniony przypadek i tylko na tym terenie?
Jaka część dzisiejszej światowej populacji to potomkowie ocalonych, pierwszych ludzi?
Widać także z tego zaoceanicznego przykładu, że (tak też twierdzili Sumerowie),
człowiek należał do najniższej warstwy ówczesnej cywilizacji. Potwierdza to także
istnienie azteckiego Boga o imieniu Titlacauan, co tłumaczy się jako "ten, którego
niewolnikami jesteśmy".
Co z tego wynika? Nic radosnego. Stwórca wprowadził nas w życie na zasadzie produktu
shareware. Działa owszem dobrze, ale nie wszystkie funkcje można uruchomić. Gdy po
ziemi chadzali Bogowie, wszelkie poprawki i naprawy wykonywali oni sami (słynne
przykładowo Epidauros w Grecji). Gdy ich zabrakło zostaliśmy zmuszeni do naprawy
samych siebie. Kiedyś zapewne byli od tego specjaliści, istniały chyba instrukcje,
ale wiatr historii nie ma chwili spoczynku. Dzisiejsza nauka poszła już na tyle do
przodu, że po względnym poznaniu działania poszczególnych mechanizmów niektórzy
zaczęli już grzebać w kodzie źródłowym (genotyp), poznali ogólną budowę programu,
ale mają problemy z procedurami, a właściwie z ich ogromną ilością. Brak dokładnej
znajomości stałych i zmiennych oraz brak dostatecznej wiedzy na temat jakości,
ilości i kolejności wprowadzanych danych nie wróży temu dobrze. Dobrze, że jest
ponad 3 mld kopii zapasowych. W momencie gdy jesteśmy gotowi do "kupienia" pełnej
wersji zabrakło producenta. Jeśli kiedykolwiek w historii znajdzie się jednak
hacker, który zrozumie kod źródłowy programu "HOMO" i będzie umiał uruchomić
pełną wersję zasłuży na miano nowego Boga.
Na koniec rozmowa Ezdrasza z Bogiem. Zdanie, które mocno utkwiło w mojej
pamięci dając wiele do myślenia:
Ezdrasz: Kto będzie szczęśliwszy w chwili powrotu Pana z nieba, żywi czy zmarli?
Burzy to wprawdzie moje marzenia o szczęśliwym życiu pozagrobowym, ale zawsze mogę
stwierdzić za uczonymi, że starożyni nie mówili prawdy. Nadzieję jednak definitywnie
rozwiewają słowa Chrystusa, który mówi: "Bóg jest Bogiem żywych, nie umarłych". Cóż, Murzyn
zrobił swoje, Murzyn może odejść.
|
|
Czy my, mieszkańcy Ziemi, jesteśmy jedną cywilizacją? Dla kogoś z zewnątrz
prawdopodobnie tak. Jednak już sami mieszkańcy planety twierdzą, że na Ziemi
istnieje co najmniej kilka cywilizacji, co zresztą nie powinno dziwić, bo
wyróżnianie cywilizacji zależy od kryteriów ustalanych przez samych ludzi.
Jednym z takich kryteriów jest język i pismo. Ale, na dobrą sprawę, czy można
twierdzić, że jest to (czy też był) jedyny sposób porozumiewania się? Jak
definiuje się cywilizację?
Wikipedia - Cywilizacja - poziom rozwoju społeczeństwa w danym okresie historycznym, który
charakteryzuje się określonym poziomem kultury materialnej, stopniem opanowania
środowiska naturalnego, nagromadzeniem instytucji społecznych. Stanowi ona najwyższy
poziom organizacji społeczeństw, z którym jednostki identyfikują się.
Kopaliński - Cywilizacja - stan kultury materialnej osiągnięty przez
społeczeństwo w danej epoce historycznej; stan rozwoju społecznego przeciwstawny
stanowi barbarzyństwa; potocznie - rozwój materialny, techniczny, w odróżnieniu
od rozwoju kultury duchowej, moralności, obyczajów.
Już tylko na podstawie tych dwóch definicji możemy wyróżnić wiele cywilizacji
zamieszkującej Ziemię. Za pewnik można przyjąć, że nie stanowimy cywilizacji
jednolitej. Gdybyśmy taką byli, nie byłoby zapewne takich różnic w kulturze,
technice, mentalności czy stosunku do innych, obcych ludzi. Można jednak wyróżnić
jeden czynnik, który konsoliduje daną społeczność bez względu na warunki materialne,
techniczne czy nawet pismo i język. Jest to wyznawana religia. To łączy każdą
społeczność nawet zwaśnioną wewnętrznie. Przyjrzyjmy się światu, a zobaczymy
bezwzględną solidarność wyznawców. Z tego też względu dzisiejszy świat, według
mnie, dzieli się na cztery wielkie ludzkie cywilizacje: chrześcijańską,
muzułmańską, hinduistyczną i judeistyczną. Istnieją też oczywiście inne i
jest ich dużo więcej, ale pozostają w liczebnej mniejszości. Istnieje też
paracywilizacja wmieszana w pozostałe - są to wyznawcy "niczego", pospolicie
zwani ateistami czy też wyznawcami Billona i Konsumpcji. Oni sami najchętniej
nazywają siebie obywatelami świata.
Czy jesteśmy pierwszą i jedyną cywilizacją Ziemian? Stanowczo odpowiadam - nie. Na
Ziemi do niedawna istniały co najmniej trzy cywilizacje. Jedna na bardzo wysokim
stopniu rozwoju (boska), druga - półbogów, stanowiąca ziemską administrację i
łącznik pomiędzy cywilizacją Bogów i ludzi oraz nasza, ludzka. Problem leży w tym,
że nasi historycy nie potrafią ich wyróżnić i odróżnić. Najpewniej nie pozwala im
na to obecność ducha Darwina, a i podział na epoki do którego dołożono zasadę
liniowości postępu, z którego wynika, że człowiek z epoki kamienia, kamiennymi
narzędziami tworzył kilkuset tonowe, prostopadłościenne bloki z kamienia i na
dodatek żonglował nimi z dziecinną łatwością. Nadszedł już chyba czas, by
zweryfikować te założenia, a przede wszystkim wprowadzić do historii logikę
jako przedmiot obowiązkowy.
Historia, jak sądzę, popełnia jeszcze jeden kardynalny błąd. Wrzuca wszystko do
jednego worka. Strach przed wyrzuceniem poza "towarzystwo wzajemnej adoracji"
zabił zdolność logicznego myślenia lub, co gorsze, popchnął do zwyczajnych
oszustw i to nie tylko w mowie i piśmie. Pisałem już o tym, lecz jeszcze wspomnę.
Założenie, że my jesteśmy pierwsi i jedyni spowodowało, że nie dopuszcza się myśli
o istnieniu w przeszłości cywilizacji o wyższym poziomie technicznym niż nasza.
Stąd człowiek z epoki kamienia buduje piramidy, a przekazy starożytnych traktuje
się jako wytwory nadmiernie wybujałej fantazji.
Kiedy nastał świt naszej dzisiejszej cywilizacji? Nie wiem czy na to pytanie
ktokolwiek jest w stanie odpowiedzieć. Można by zapytać co pozostało z dawnych
cywilizacji. Tu odpowiadam - tylko my, ludzie. Jesteśmy potomkami tych, co
przeżyli ostatni kataklizm na Ziemi. Ponieważ historia nie zna w ostatnich
wiekach przypadku katastrofy kosmicznej, a tylko potopy, można stwierdzić,
że jesteśmy potomkami ludzi gór, ludzi z wyżyn, ludzi z miejsc, gdzie nie
dotarły fale ostatniego potopu, ale też i mogła nie dotrzeć starożytna mądrość.
Z ocalałych pism starożytnych ludów wynika, że po wielkim katakliźmie, w wielu
rejonach świata pojawili się Wielcy Nauczyciele. Oni to przekazywali rozległą
wiedzę, a przede wszystkim kodeks etyczny i moralny, który nakazami i zakazami
tworzył podwaliny nowych społeczności, mających w przyszłości jeśli nie zastąpić
ginącą cywilizację, to przynajmniej zostać jej namiastką i kontynuatorką. Problem
jest w tym, że Bogowie nie pozostawili nam ani swojej wiedzy ani techniki. Nawet
półbogowie posiadali zakres "boskiej" wiedzy ograniczający się tylko do sprawnego
administrowania i podstawowych umiejętności (pismo, umiejętność liczenia, podstawy
astronomii czy przyrodoznawstwa). Przepaść między bogami i ludźmi można porównać do
różnicy pomiędzy elitarnym, najnowocześniej wyposażonym żołnierzem armii USA a
papuaskim wojownikiem z dżungli Gwinei.
Odbudowa cywilizacji, po hipotetycznym kataklizmie 12,5 tysiąca lat temu, nie
odbywała się w jednym miejscu. Misja ratunkowa prowadzona była na całym świecie,
co ma odbicie w najstarszych dokumentach różnych ludów. Niestety są one ignorowane
przez naukę, wpychane między bajki, traktowane jako mity lub bredzenie niedouczonych
prymitywów. Pytanie tylko, skąd taka ilość fantazji w tak prymitywnych ludziach
oraz czym wytłumaczyć ogromne podobieństwo w treści przekazów powstałych w tak
odległych od siebie miejscach. Odnoszę wrażenie, że ignorowanie wiadomości
zawartych w dokumentach starożytnych jest głównym powodem dzisiejszego mijania
się z prawdą historyczną. Ponadto, przyjęcie założenia, że nasza cywilizacja w
całości zaczynała od zera prowadzi do nieprawdziwych wniosków. Stąd naciąganie
faktów oraz ignorowanie niektórych dowodów i ukrywanie innych. Od zera zaczynała
współczesna nauka i technika, bo cóż innego było robić skoro starożytna "mądrość"
uległa zniszczeniu. Nasza nauka polega na badaniu. Badamy, czyli nie wiemy co
robimy, jak się wyraził pewien uczony amerykański.
Ciekawe spostrzeżenie łączy się z wprowadzaniem ładu i prawa. Najstarsze prawa nie
są prawami typu karnego (jak późniejszy kodeks Hammurabiego), ale bardziej zbliżone
do kodeksu etycznego. Najbardziej znane to oczywiście 10 przykazań, znane ze starego
testamentu, ale udało mi się odnaleźć inny przykład w opowiadaniu Indian Hopi
(z publikacji Blumricha - Kaskara i siedem światów), który jak sądzę został
"podrasowany" przez współczesnych znawców.
• Nikt nie może czerpać korzyści kosztem innego człowieka.
Istnienie podobnego kodeksu etycznego można doszukać się także w starożytnym Egipcie,
choć tu poszczególnych nakazów można się domyśleć po spowiedzi przed Ozyrysem idącego
"ku nieśmiertelności" faraona.
• Nie zgrzeszyłem przeciwko ludziom.
Zwrócić należy uwagę na nakaz poszanowania nasienia ludzkiego. Musiało być ważne
ono same, jak i cel jego użycia. Wynika z tego, że człowiek i jego prokreacja były
dla Bogów jednym z priorytetów. Dlaczego boski kodeks był dawany w porcjach po 10?
Czy nie jest to zastanawiające? Jak należy tłumaczyć fakt, że pierwsze nakazy miały
charakter typowo etyczny? Sądzę, że samo już przebywanie Bogów na Ziemi lub w jej
pobliżu powodowało bojaźń przed karą. Ze strzępków przekazów wiemy, że kara za
wykroczenia przeciw prawom boskim była natychmiastowa i czasem straszliwa.
To, że kiedyś na ziemi istniała wysoka cywilizacja można udowodnić nie wprost, zadając
kilka oklepanych pytań. Jak człowiek z epoki neolitu wykonał tak wspaniałe budowle
i rzeźby? Dlaczego technika starożytnego Egiptu w miarę upływu wieków ulegała
degradacji? W jaki sposób pierwotny obrabiał i transportował olbrzymie bloki
kamienia na duże odległości? Skąd w starożytnych przekazach hinduskich opisy
techniki, która dla nas jest pieśnią dalekiej przyszłości? To tylko kilka z
wielu pytań jakie można postawić. Można by jeszcze zapytać - dlaczego tak
wiele starożytnych, wielkich budowli nie zostało odbudowanych? Skoro ludzie
zbudowali piramidy, Luxor, Marib, Mykeny, Machu Pichu czy Ollantaytambo -
dlaczego nie dokonali ich restauracji po zniszczeniu? Odpowiedź może być
tylko jedna - ludzie tego nie zbudowali, a ci, którzy mogli to zrobić byli już nieobecni.
Sądzę, że w miarę upływu czasu zniszczeniu ulegały i narzędzia i techniki. Mówimy
przecież o tysiącach lat. Nie odnowiono zniszczonej w kataklizmie bazy technologicznej.
Być może nie miał kto tego zrobić. Wymierali też nauczyciele, uczniowie nie byli zbyt
pojętni. Gdy odeszli ostatni znawcy "starożytnej mądrości", najniższe instynkty dały
o sobie znak niszczycielskimi wojnami. Mordowano całe narody. Niszczono i palono
stare, niezrozumiałe rękopisy, spuściznę Pierwszego Rozumu. Zabijano światłych
ludzi jako synów złego. Chrześcijanie wymordowali cywilizacje obu Ameryk i puścili
z dymem ich spuściznę intelektualną. Ekspansja Islamu obróciła w niwecz nauki Egiptu,
Chaldei czy Indii. Świat spowiła epoka ciemności i zabobonu. Światełko zaświeciło
dopiero niedawno. Ówczesny świat wszedł na nową drogę, całkiem nową i całkiem inną drogę.
Czy słowa indiańskiego poety są przysięgą daną nauczycielom?
Nigdy nie zaginie, nigdy nie zostanie zapomniane to co przyszli zrobić,
Czy słowa egipskiego pisarza nie mówią o wielkich nauczycielach?
Ci mądrzy pisarze z czasów następców bogów,
Z tego co napisałem jawi się pewien podział cywilizacji ludzi związany nierozerwalnie
z jej pierwotnym przeznaczeniem:
Kobiety w cywilizacji zajmowały szczególne miejsce i otaczane były szczególną ochroną
i czcią z racji bodaj najważniejszej funkcji - rodzenia nowych członków społeczności
i tym samym zapewnienia ciągłości rodzaju ludzkiego. Dlatego kobietom nie wolno było
brać udziału w wojnach, nie wolno było wykonywać ciężkich prac w polu, nie wolno było
być rzemieślnikiem czy kupcem. Wszystkie te funkcje wiązały się z możliwością utraty
życia, a tym samym stawiały pod znakiem zapytania przeżycie populacji. To dlatego były
jednym z najcenniejszych łupów wojennych.
...jak czynią to ludzie, którzy umierają i ulegają zniszczeniu. Dlatego dałem im
żony, żeby siali w nich nasienie i żeby dzięki nim mogły się rodzić dzieci, tak,
aby niczego nie brakowało na ziemi. [z księgi Henocha]
Jak już pisałem, półbogom i ludziom nie wolno było posiadać własnej techniki, która
w swoim rozwoju mogłaby kiedyś zagrozić Bogom. Najwyższa technologia była
zastrzeżona tylko i wyłącznie dla Bogów. Być może pierwszym przejawem "technicznego"
nieposłuszeństwa było samowolne wybudowanie wieży Babel, która została natychmiast
unicestwiona, a zespół twórców rozpędzony "na cztery wiatry".
Pamiętamy zapewne z historii, że najstarsze organizacje społeczne skupiały się wokół
ośrodków, nazywanych dzisiaj miastami-państwami. Jest to logiczne. Każdy Bóg tworzył
ośrodek władzy, z którego zarządzał podległą sobie społecznością. Centrum - dom
Boga i pałac królewski - zabezpieczone przed pospólstwem (wzgórza, "cyklopowe mury",
wysokie terasy), wokół centrum świątynie (magazyny danin), pomieszczenia dla kapłanów
i wojowników, jeszcze dalej warsztaty i ośrodki handlu. Czy starożytne "teatry" lub
"boiska do kultowej gry w piłkę", położone obok "centrum" lub w bliskiej od niego
odległości, nie były miejscami gdzie ogłaszano wszystkim ludziom "wolę Bogów"?
Przyjmując tezę dzisiejszych historyków o miejscach prezentacji kultury, budowle
tego typu winny znajdować w każdym bogatszym ośrodku".
Nie było żadnych państw w dzisiejszym znaczeniu, nie było granic. Istniały zapewne
jakieś ustalenia między Bogami co do zasięgu terytoriów, a bezprawne wtargnięcia
kończyły się konfliktami granicznymi. Być może granice były tak wyraźne, że nie
trzeba było ich oznaczać (całe kontynenty, wyspy, łańcuchy górskie). Ludzie
mieszkali w czymś, co dziś nazwalibyśmy barakami albo pomieszczeniami socjalnymi.
Nie budowali trwałych budynków i dlatego dziś nie można ich odnaleźć. Być może
jednym z powodów była niespokojna, nękana wstrząsami Ziemia. Prymitywne, lekkie
budownictwo zwiększało szansę przetrwania populacji.
Cała ta organizacja zaczęła upadać po opuszczeniu Ziemi przez Bogów. To co mamy
dzisiaj jest typowym wzięciem sprawy w swoje ręce. Ludzie, by przetrwać, musieli
rozpocząć rozwijanie własnej nauki i techniki od zera i pierwszymi "wynalazcami"
byli zapewne półbogowie - królowie i kapłani. Z upływem wieków, wiedza dana przez
Bogów ulegała zniszczeniu i zapomnieniu. Królowie i kapłani, inteligencja
cywilizacji, wymierali naturalnie lub "nagle". Do upadku "mądrości" przyczyniały
się również kataklizmy o globalnym zasięgu, których dzisiejsza nauka nie dopuszcza
do swoich hipotez. Człowiek został skazany na samego siebie.
|
|
O wiele ważniejszy dowód można znaleźć w przepięknych świątyniach Angkor, gdzie
na wielu reliefach występuje istna eksplozja przedstawicieli tej rasy. Stanowczo
twierdzę, że mamy tu do czynienia z odrębną rasą. Na reliefach począwszy od króla
i jego dworu, a skończywszy na wojownikach, rzemieślnikach i rolnikach, wszystkich
wyróżnia ta charakterystyczna cecha - długie uszy. Czy takim nakładem sił i na takim
obszarze ukazywano by fikcyjne postacie? Przypatrzmy się głowie Buddy. Zwisające
poza brodę uszy, świadczą według mnie o tym, że to cecha genetyczna, a nie sztuczne
upiększanie ciała, jak czynią to dzisiaj niektóre afrykańskie plemiona. Uczeni
tłumaczą to noszeniem od małego ciężkiej biżuterii.
Co głosi nauka? Otóż głosi, że Budda, historyczna postać, filozof i twórca religii
urodzony około 560 r. ne. wszedł w stan nirwany w wieku 80 lat, z którego już nie
wyszedł, ale pozostawił po sobie trwającą do dziś i jedną z największych religię.
Inaczej przedstawia się sprawa ludu zwanego Khmerami, zamieszkującego tereny
dzisiejszej Kambodży, którego uważa się za twórcę kompleksów Angkor. Według
nauki, władca, tyran i gnębiciel własnego ludu w XII wieku naszej ery nakazał
zbudować sobie okazałe pałace na 750 tysięcy ludzi, by tylko dogodzić własnej
chuci. Po upływie jakiś 100-200 lat "wymęczony" naród znika bezpowrotnie z kart historii.
Najstarsze, niekiedy ogromne, kamienne rzeźby od Japonii po południową i wschodnią
Azję przedstawiają postacie cywilizacji "długouchych". Podobnie jak płaskorzeźby w
Angkor i w wykuwanych (lub wycinanych) świątyniach Indii. Śmiem twierdzić, że ta
właśnie cywilizacja stworzyła najstarsze kamienne pomniki i budowle na tych terenach.
Mówienie o twórcach żyjących w czasach współczesnych jest wielkim nieporozumieniem.
Współcześni raczyli je tylko odziedziczyć po wielkich, zaginionych przodkach.
Cywilizację "długouchych" spotykamy także tysiące kilometrów dalej, na Pacyfiku.
Wyspa Wielkanocna jest usiana posągami z wielkimi uszami. Trudno orzec, czy jest
to ta sama cywilizacja, gdyż mieszkańcy wyspy byli chyba zwolennikami kubizmu.
Ciekawą rzeczą jest jednak to, że ostatni przedstawiciele tej cywilizacji istnieli
jeszcze w czasach historycznych. Rysunki kobiety i mężczyzny pochodzą z roku 1774.
Ostatnia ich garstka została wymordowana w bratobójczej wojnie.
Absolutny kres znających jeszcze historię wyspy mieszkańców i jej pisma "rongo-rongo"
położyły polowania na ludzi w XIX wieku. Dwa razy uczynili to Amerykanie, a ostatni
raz w roku 1862 Peruwiańczycy, porywając około 1000 ludzi sprawiając pozostałym
masakrę. Czy tak duża odległość, dzieląca wyspę Wielkanocną od azjatyckiego lądu
neguje tożsamość tych dwóch ośrodków cywilizacyjnych, czy też winna skłonić do
twierdzenia, że nieobca im była także żegluga oceaniczna? A może kiedyś istniał
pomost lądowy, który dziś ukrywają fale Pacyfiku?
Czy można z tego wyciągnąć wniosek, że cywilizacja "długouchych" obejmowała cały
basen Oceanu Spokojnego? Postacie z długimi uszami spotykamy na wyspie Wielkanocnej
oraz na wschodnim i zachodnim wybrzeżu Pacyfiku. Cywilizacja ta jest także obecna
na północno-wschodnich obrzeżach oceanu Indyjskiego. Kilkunastometrowy posąg Hanumana
(indyjski król małp) jest także obecny na wysepce Tobago u północno-wschodnich
wybrzeży Ameryki Południowej. Dlaczego cywilizację o takim znaku szczególnym
historycy skazują na niebyt? Nonszalancja, brak zmysłu obserwacji czy chęć nie
sprawiania sobie kłopotów?
Czy przedstawione zdjęcie murzynki z Kenii, może świadczyć,
że cywilizacja "długouchych" istnieje nadal. Niczego to nie dowodzi. Uszy
"wyciągnięto" sztucznie pod wpływem ciężaru i jest to raczej ciekawostka niż dowód.
To nie jest cecha genetyczna. Na reliefie z Angkor wszyscy wojownicy posiadają
długie uszy, ale żaden z nich nie ma ciężkich ozdób w uszach.
Nikt do tej pory nie powiązał specyficznych nakryć głowy z ich zawartością. Nie
zwracano uwagi na fakt, że tak noszone nakrycie na ludzkiej głowie nie miałoby
szans na utrzymanie się w takiej pozycji. Owszem, człowiek może nosić takie
nakrycie głowy pod warunkiem, że mocno przywiąże je pod brodą, a takiego rozwiązania
nigdzie nie zauważyłem. Są jednak wyjątki. Na niektórych reliefach czy rysunkach
widać, że "broda" Boga ma połączenie z nakryciem głowy i chyba jest to połączenie
"sztywne". Widać to w posążku Boga Ptaha czy na posągu Ramzesa Wielkiego
znalezionego w Memfis.
Czy słynna maska Tuthankamona zawierała autentyczną czaszkę zmarłego? Czy przypadkiem
w pośmiertną trumnę nie "wślizgnął" się nuworysz ludzkiej cywilizacji? Czy można
jeszcze mieć pewność, że w sarkofagu leżał właściwy nieboszczyk? W tej materii
nauka ma pole do popisu. O ile "długouchych" ciężko będzie zidentyfikować ze
względu na rozpad tkanek miękkich, o tyle szczątki kostne cywilizacji "długogłowych"
winny się zachować. Problem tylko w raczkującej genetyce i ortodoksyjnych historykach.
To, że kiedyś była pod wpływami "budowniczych z Peru" świadczą ulice i wysokie
kamienne podmurówki domów łudząco przypominające te z Cusco. Także miejsce, nazwane
przez archeologów, "wzgórzem obmycia nóg" przypomina "zabawy w kamieniu" z Qenko.
Wieś słynna jest wszakże z czego innego - z kamiennych rzeźb istot człekopodobnych
z charakterystycznym uzębieniem Drakuli.
Znalazłem także rzeźbę bóstwa o nazwie Bharvi po drugiej stronie kuli ziemskiej,
w Indiach. Stomatolog znalazł by na pewno podobieństwo w uzębieniu. Czy mogło dojść
do bardziej niż bliższego kontaktu między rasami Bogów? Czy to jest zamierzony owoc
współpracy obu cywilizacji? Czy może jest to ta sama rasa? Trzeba też wiedzieć, że
my pod pojęciem demona wyobrażamy sobie potwora lub inne monstrum, podczas gdy w
Indiach demona od Boga różni tylko charakter. Fizyczna postać podobna lecz charakter
zły i złośliwy. Należy jeszcze wspomnieć, że postacie z tak charakterystycznymi kłami
spotkać jeszcze można w rzeźbach i rysunkach w Chavin de Huantar.
Czy wzorem mogła być postać w dziwnym hełmie? Są bardzo do siebie podobne. Nie wiem,
która z rzeźb stanowi pierwowzór i dlatego trudno jest powiedzieć, czy istniała
cywilizacja istot o głowie szczura, czy też głowa szczura z Tonina jest późnym
echem opowiadań o istotach w dziwnych hełmach przypominających głowę zwierzęcia.
Sądzę jednak, że łatwiej jest wymyśleć głowę szczura na podstawie widoku hełmu niż
wykoncypować, że głowa szczura jest hełmem kryjącym inny wizerunek twarzy. Ucho
szczura znajduje się dokładnie w miejscu, gdzie w hełmie znajduje się połączenie
rury z hełmem przykryte okrągłą tarczą. Czy są to przedstawiciele następnego rodzaju
cywilizacji? Tu nie podejmuję się wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków. Jest na to zbyt
mało dowodów, choć zastanawia używanie urządzeń do oczyszczania czy uzdatniania
powietrza. A może jest to specjalne urządzenie powodujące, że "ogień wychodził z ust"?
|
|
Moja hipoteza jest zapewne fantastyczna, ale nie pozbawiona logiki. Musimy jednak
uwzględnić w niej cywilizację Bogów, jak też zaistnienie wielkiego kataklizmu
zwanego "wielkim uskokiem...". Zakładam także, że mówimy o czasie tuż po wielkim
kataklizmie, bo tylko ten mógł zostać zapamiętamy przez pokolenia żyjące współcześnie
na tych terenach.
Sytuacja po wielkim kataklizmie była daleka od dobrej. Ziemia uprawna została
skażona przez morskie wody gigantycznego tsunami i nie dawała wysokich plonów.
Występowała tu maksymalna zależność między wielkością populacji a wysokością
zbiorów. Małe zbiory i duża populacja ludzi równała się powszechnemu głodowi,
a ta zagrażała przede wszystkim małej liczebnie grupie inteligencji - królom i
kapłanom (łącznikom pomiędzy Bogiem a ludźmi).
Tu na arenę wkracza Bóg, który w swoiście pojęty sposób dokonuje redukcji populacji
tak, by reszta mogła przetrwać na określonej ilości pożywienia. Nie jest to
niemożliwe, bowiem ludzie dla Bogów byli tylko niższą rasą (macehuales) stworzoną
do określonej pracy. Nie było mowy o żadnym stosunku uczuciowym do ludzi. Dla
Bogów była to masa mająca wytwarzać określone dobra, a zachowanie populacji w
dobrej kondycji fizycznej zależało przecież od wyżywienia. Na podstawie przekazów
starożytnych wiemy też, że wśród samych Bogów Ameryki starły się dwie koncepcje.
Jedna "miłosierna" reprezentowana przez Quetzalcoatla i druga "drastyczna" Boga
Huitzilopochtli. Jak wiemy zwyciężył Huitzilopochtli i jego koncepcja składania
ofiar z ludzi.
Oczywiście nie mam żadnych dowodów, by to potwierdzić gdyż wiadomo, że prawie
wszystkie źródła pisane zostały zniszczone przez konkwistę, ale pewne przesłanki
zdają się potwierdzać moją teorię.
Kapłani wypełniali rozkazy Boga mając (lub nie) pojęcie o
prawdziwych jego intencjach, które w jego zamyśle były uzasadnione bezwzględną
ekonomią. Cała hipoteza nie mieści się w naszych zasadach humanitarnych, ale
jak mi się zdaje takie kanony były obce cywilizacji Bogów (oczywiście tylko w
relacji Bóg-człowiek). Sądzę, że tak może wyglądać geneza krwawego rytuału,
którego świadkami byli pierwsi konkwistadorzy, nie rozumiejąc ich pierwotnej
przyczyny.
Czy jest to niedorzeczność? Spójrzmy na działalność człowieka w naszej rodzimej
Puszczy Białowieskiej, ostoi żubra. Ograniczona powierzchnia rezerwatu wystarcza
do hodowli, a więc do wyżywienia, określonej liczby tych zwierząt. Co robi
człowiek? Sztucznie ogranicza
liczebność żubra i to w dwojaki sposób - albo zezwala na odstrzał określonej liczby
zwierząt (ofiara), albo część odsprzedaje lub podarowuje dla hodowli na innym terenie
(przesiedlenie). Człowiek ma taki sam stosunek do żubra, jaki
do ludzi mieli Bogowie (być może tylko niektórzy).
|
|
Znane mi miejsca, w których odnaleziono budowle jakoś nie pasujące do "ręki" budowniczych
epoki kamiennej, naniosłem na mapę świata. Po zaznaczeniu strefy (skośna, w kolorze
jasnoszarym), w której znajduje się większość z nich, można zauważyć przekrzywienie
nie pasujące do naszego podziału geograficznego. Człowiek najchętniej zamieszkuje
strefy zwrotnika, podzwrotnikowe i umiarkowane. Czy strefy klimatyczne przebiegały
kiedyś inaczej? Czy skośne ułożenie pasa może potwierdzać, że mogło dojść do
przesunięcia skorupy ziemskiej podczas "wielkiego uskoku..."?
Miejsc takich jest zapewne więcej, ale zaznaczyłem te najbardziej znane i oczywiście
te, które znam. Przyglądając się wielkim budowlom starożytnych nie sposób nie zauważyć
różnic w ich wyglądzie. Ale według jakich kryteriów dokonać klasyfikacji? Czy kryteria
będą w stanie pomóc w ustaleniu, choćby w przybliżeniu, ich twórców? Czy jest możliwość
ustalenia czasu ich powstania? Obawiam się, że nie. Nauka jest bardzo uboga w
narzędzia pomiarowe, a już w ogóle nie potrafi określić czasu obróbki kamienia.
Okrzyknięta rewelacyjną metoda określania wieku za pomocą izotopu węgla w tym
przypadku jest całkowicie nieprzydatna. Badać za jej pomocą można tylko szczątki
organiczne i do tego z niezbyt odległego czasu, a i do dzisiaj nie rozwiązano
kwestii, czy ilość izotopu węgla w atmosferze jest wielkością stałą. Sama metoda
zawodzi już w stosunku do szczątków o wieku powyżej 5 tysięcy lat. Ponadto
niektórzy badacze historii zbyt nonszalancko podchodzą do znalezisk, nie zwracając
uwagi na kontekst i najzwyklejszą logikę. Nie miejmy złudzeń. Jak w każdym środowisku,
znajdą się tacy, co nie lubią komplikować sobie życia.
Wróćmy jednak do tematu. Ogromny okres czasu, nieznajomość ilości twórców, niemożność
określenia tendencji rozwoju oraz kompletna nieznajomość stosowanej technologii w
żadnym wypadku nie pozwala na ustalenie jakiegokolwiek kryterium oceny tego
rodzaju zabytków. Tego nie rozwiąże żaden archeolog. Tu może pomóc tylko drobiazgowe
śledztwo prowadzone przy pomocy najnowocześniej wyposażonych kryminologów. Ja mogę
tylko opisać swoje spostrzeżenia i domysły.
• • • 
Pan zstąpił na ziemię na słupie ognia..., Aniołowie zstąpili z nieba..., Ojcze nasz,
któryś jest w niebie... Każdy z nas zna te cytaty. Załóżmy, że opisują prawdę. Wynika
z tego, że Bogowie mieszkali w niebie i nie mieli domu na ziemi, a jeśli już, to coś
w rodzaju garsoniery. Nikt dobrowolnie nie wyrzeknie się wygód, szczególnie jeśli
się do nich przywyknie. Mając do wyboru spokojny apartament w Niebie i Ziemię nękaną
ciągłymi wstrząsami, zapewne wybrałbym to pierwsze. Skoro odbywali podróże pomiędzy
Niebem a Ziemią, winni także posiadać na Ziemi jakieś zaplecze obsługujące ich
boskie pojazdy. Magazyny paliwa, warsztaty itp. Czy coś takiego można znaleźć na
Ziemi? Przy odrobinie woli chyba tak. Znamy przecież bardzo starożytne budowle nie
przypominające wyglądem pięknych apartamentów czy wyniosłych świątyń, a i w naszych
już warunkach potrafimy dostrzec różnice między Wawelem a Hutą Katowice. Weźmy na
przykład budowle Sacsayhuaman, Machu Picchu czy Ollantaytambo. Potężne mury, brak
zdobień, położone zwykle na wzniesieniach (czasem sztucznych), zabezpieczone
potężnymi terasami przed osunięciem. Bardziej przypominają budowle typu przemysłowego
niż pałace. No i to wrażenie zabezpieczenia ich przed czymś lub kimś. Być może w nich
przechowywano lub produkowano niebezpieczne środki, które należało zabezpieczyć przed
nieświadomymi, a ciekawskimi ludźmi.
Czy wrażenia "przemysłowego" nie sprawiają budowle Ozyrejonu, świątyni Sfinksa czy
Chefrena w Egipcie? Nawet piramidy nie wyglądają na świątynie czy grobowce.
Niektóre sarkofagi mogące pomieścić całe rodziny wraz z wyposażeniem na ostatnią
podróż - czy były trumnami? Skąd pewność, że napisy na nich umieszczono w czasie
ich budowy, a nie dużo później? Skąd pewność czy dzisiejsze dywagacje na temat
przeznaczenia tych obiektów odnoszą się do właściwych czasów? To, że czasem
znajdujemy w nich mumie liczące kilka tysięcy lat oznacza tylko to, że zostały
wykorzystane w tym okresie przez naszą, ludzką już cywilizację. Określanie czasu
stworzenia budowli na podstawie zwłok uważam za wielkie nieporozumienie. Skąd
pewność, że słynna mumia Tuthankhamona nie została "ubrana" w dużo starsze wyroby?
Kto jest w stanie stwierdzić, kiedy jego złote popiersie zostało wytworzone? I w
końcu dlaczego twarz złotego popiersia nie jest twarzą nieboszczyka? Panowie
egiptolodzy, więcej pokory. Wszystko zganiacie na złodziei albo na gniew ludu.
Wasi złodzieje leżą w złotych trumnach. To nuworysze naszej cywilizacji
przywłaszczyli sobie i budynki i sprzęty i kto wie czy nie imiona, bo nie
trzeba było mozolnie wydrapywać nowych, a tylko usunąć nie pasujące (uczeni
nazywają to karą usunięcia w niebyt). Porównajcie sobie piękno i precyzję starych
rytów i niechlujstwo najmłodszych...
Oglądając te "kamienne torty" nie mogę zrozumieć jak przy pomocy narzędzi podrzędnego
zakładu kamieniarskiego można wykonać takie cuda. Jak skale o najwyższej twardości,
której nawet zarysowanie stalowym nożem sprawia ogromne trudności, można nadać tak
wymyślne kształty. Kto lub co mogło nadać skale tak idealną gładkość. Może jest,
jak twierdzą uczeni, że to gładzące dłonie niezliczonych pielgrzymów i wyznawców
przez tysiące lat... Tylko jak oni chadzali po dachach, szczytach, iglicach? Nie
mogę zrozumieć jak kilku tysięcy rzeźbiarzy mogło zapamiętać całość projektu, jak
organizowano pracę, by nie wchodzić sobie w drogę, ile lat trwało wycięcie takiej
jednej świątyni? A są ich dziesiątki. Uczeni twierdzą, że słynne kopuły kambodżańskich
świątyń ustawiały słonie. Ciągnęły i pchały po kilkukilometrowej, wąskiej, pochyłej
rampie z piasku i ziemi, bloki z kamienia ważące nierzadko po kilkadziesiąt ton na
wysokość kilkudziesięciu metrów, tam ustawiały z dokładnością milimetra i z lekkością
baletnicy schodziły po następne. Jak schodził słoń ciągnący tego uczeni jeszcze nie
wymyślili. Wszystko mogę przełknąć, ale słonia chodzącego po górach z wdzięcznością
kozicy jakoś nie mogę.
Odnoszę wrażenie, że Macedończycy budując Aleksandrię nie mieli zielonego pojęcia
na czym stawiają swoje miasto. Przecież nie mogli o tym zapomnieć zaraz po
wybudowaniu, skoro dopiero dzisiejsza archeologia odkryła je na nowo i to przez
przypadek po zapadnięciu się kilku domów. Co ciekawsze, prawie identyczne budowle
możemy odnaleźć na terenie dzisiejszej zachodniej Turcji. Czy i tam budowali Grecy?
Czy kiedyś znajdzie się dociekliwy archeolog i zbada dokładniej fundamenty, czy
przypadkiem nie są dużo starsze od tego co na nich stoi? Bo być może faktycznie
zbudowali to Grecy, tylko którzy? Czy to były naprawdę cysterny? Nikt nie bierze
pod uwagę teorii "wielkiego uskoku...", który spowodował obniżenie nie tylko dna
Atlantyku, ale też Azji Mniejszej czy Afryki. Być może te dzisiejsze "cysterny"
stały kiedyś na powierzchni ziemi i były tym na co wyglądają - pałacami. Po
obniżeniu się poziomu powierzchni zalały je wody gruntowe i dlatego po znalezieniu
w nich wody uznano je za cysterny wodne. Jaki był sens budować pałace dla wodnego
robactwa?
• • • 
Będąc przy podziemiach wspomnieć należy o całych podziemnych miastach. Najbardziej
znane są te z ziemi tureckiej, np. Derinkuyu. A przecież nie tylko tam istnieją.
Są na całym świecie. Większości zapewne jeszcze nie odnaleziono. Na niektóre
nałożono tajemnicę, jak na te z Ameryki Południowej odkryte przez dr Moricza i
pokazane swego czasu Daenikenowi. Czy na Ziemi był okres czasu, w którym takie
budowle były niezbędne dla przetrwania? Perska Awesta mówi o czasach mrozu,
które można było przetrwać tylko pod ziemią. Podobne przekazy istnieją wśród
Indian Ameryki Północnej (Hopi).
Czy egipska Dolina Królów nie jest tego przykładem? Mam nawet na ten temat swoją
hipotezę. Być może niektóre z piramid, czy innych budowli starożytnego Egiptu,
faktycznie było grobowcami królów czy wielkich kapłanów. Kataklizm z przed 12,5
tysiąca lat spowodował ich częściowe lub całkowite zniszczenie. Wówczas to być
może, podjęto decyzję o przeniesieniu szczątków znamienitych przodków do
niezniszczonego podziemnego miasta w Dolinie Królów. Wówczas też być może,
dokonano przeróbek i ozdobień tych pomieszczeń. Dla tych, dla których nie
starczyło miejsca lub mniej znaczyli w historii państwa, pośpiesznie znajdowano
naturalne groty i tworzono grobowce zbiorowe, gdzie przenoszono same mumie. Być
może to właśnie ta "przeprowadzka" jest dziś postrzegana przez uczonych jako dawna
wielka "grabież" grobowców przez mających ich strzec - samych kapłanów. Być może
to zaowocowało naukowym "wynalazkiem" cenotafów, czyli grobów bez głównego bohatera.
Oglądając zdjęcia z wielu miejsc świata ukazujące ruiny budowli zastanawiam się
co było powodem takiego ich zniszczenia. Na pewno nie dokonał tego człowiek ani
czas. Dlaczego prawie we wszystkich miejscach panuje taki nieopisany bałagan?
Porozrzucane i porozbijane bloki o masie dziesiątek ton, powywracane i rozbite
kolumny i posągi kilkunastometrowej wysokości jakby były z gipsu, a przecież
wykonane nierzadko z najtwardszych kamieni. Prawie wszystkie budowle pozbawione
są płyt stropowych. Tłumaczenie tego przez niektórych gniewem ludu czy zemstą
wrogów wydaje się nieprawdziwe. Owszem mamy tu do czynienia z gniewem, ale z
gniewem natury. Tego mogło dokonać tylko potężne trzęsienie ziemi. Ale dlaczego
dotknęło aż tylu miejsc? Czy mamy tu do czynienia z wieloma pojedynczymi
katastrofami czy z jednym potężnym kataklizmem? Nikt dotychczas nie przeprowadził
tego typu badań, bo i po co, skoro nauka nie dopuszcza "wielkiego uskoku...".
Nikomu nie przyszło nawet do głowy, że pewne miejsca nie są zaliczane do
niebezpiecznych sejsmicznie. Andy, Indie owszem, ale Europa? Grecja - rzadkość,
Bretania i Anglia - w ogóle. To co poprzewracało menhiry? Co tak uszkodziło
kromlech Stonehenge? Co zniszczyło Delfy czy Mykeny? Gniew ludu? Nieubłagany czas?
Chyba przesada.
Dlaczego przeważająca część ruin znajduje się pod warstwą ziemi? Współczesna
archeologia piramidy w Teotihuacan mozolnie odkopała spod warstwy ziemi. Dlaczego
zostało zasypane? Jako anegdotę można przyjąć wyjaśnienia niektórych luminarzy
nauki. Oficjalna teoria głosi, że starożytne miasta rejonu Meksyku i Jukatanu
zostały opuszczone nagle i prawdopodobnie z przyczyny głodu. W Teotihuacan było
podobnie, ale na dodatek ten wygłodzony, ledwo trzymający się na nogach naród
zmuszono do zasypania całego kompleksu by uniemożliwić jego wykorzystanie przez
innych. Blednie przy tym nawet fantazja starożytnych. A wystarczyło wziąć parę
kubełków tej ziemi, przesiać i sprawdzić, czy przypadkiem nie zawierają śladów
zadziałania morskiego tsunami. Tego jednak nie było w założeniu.
Pytanie czy Ziemią władała jedna czy kilka cywilizacji Bogów? Czy jesteśmy w stanie
określić jakieś kryterium, na podstawie którego można by dokonać jakiegoś sensownego
podziału? Ludzką miarą jest sztuka i architektura, a w zasadzie jej inność czy
odrębność spowodowana tradycjami kulturowymi, a także zastosowanymi materiałami
i technologiami. Dziś ludzkość skupiona jest przede wszystkim w miastach, z
których nieliczne osiągają przerażające rozmiary. Czy kompleksy, takie jak Giza,
Tiahuanaco, Machu Pichu, Ollantaytambo, Mykeny, Tiryns, że tylko wymienię kilka,
można nazwać miastami? Najstarsza (?) Giza to zapewne kompleks trzech piramid,
Sfinks i parę świątyń. Tiahuanaco, to tylko trzy obiekty - Kalassaya, Puma Punku
i Akapana. Machu Picchu to obszar cirka 300 na 200 m. Ollantaytambo jest niewiele
większy, do tego z jednej strony okolony wysokim murem. O Cusco prawie nic nie
można powiedzieć, gdyż Hiszpanie zniekształcili je dokładnie burząc i przebudowując
na swoją modłę. Kompleks obok Cusco, Sacsayhuaman zajmuje obszar około 500 na
300-400 m. Wszystkie posiadają jedną, wspólną cechę - są małe w zajmowanym obszarze.
Czy to faktycznie były miasta? A jeśli były to miasta, to gdzie ich nekropolie?
Kompleksy peruwiańskie jeśli nie są obwarowane cyklopowymi murami, to są budowane
w trudno dostępnych miejscach. Czy dlatego, by utrudnić do nich dostęp ludziom,
czy dlatego by uchronić ich przed trudnym do zdefiniowania niebezpieczeństwem?
Już z tego powodu trudno nazwać je miejscami kultu. Czym były? O tym wiedzą tylko
ci, co je zbudowali. Wielkość i surowość stylu bardziej predestynuje je do ośrodków
przemysłowych niż na miejsca kultu.
Czy można zauważyć coś ciekawego, oglądając zdjęcia ruin z Ameryki Środkowej? Należy
zwrócić uwagę na fakt, że brak tam, z nielicznymi wyjątkami, budowli z olbrzymich,
pojedynczych kamiennych bloków? Budowle też potężne, ale... wypełnienie murów, podpór
i stropów stanowią nieobrobione, małe otoczaki zespojone "czymś" (nic o tym nie
znalazłem), a dopiero zewnętrzną okładzinę stanowią ładnie obrobione, zdobione
duże kamienne płyty. Podobny styl budowy odnaleźć można także w Europie, północnej
Afryce czy Bliskim Wschodzie.
Z tego światowego galimatiasu można jednak wyróżnić obszary, które zdają się
świadczyć o przynależności do jednego kręgu kulturowego. Meksyk i Jukatan,
San Agustin, krąg Cusco, królestwo kromlechów i menhirów w Europie, krąg
najstarszej Grecji, Azja Mniejsza, Mezopotamia i Mohendżo-Daro, Egipt oraz
Meroe i Marib, Południowo-wschodnia część Azji, a to jeszcze nie wszystko.
Czy świadczy to o różnych epokach (czas) czy odrębności sztuki (cywilizacja)?
Można jednak zauważyć pewne cechy odróżniające okręgi od innych, chociaż niektóre
technologie wydają się być wspólne (ogromne wymiary elementów, precyzja w dopasowaniu,
mury antysejsmiczne, terasy zabezpieczające przed osunięciami). Posejdon nie zwraca
uwagi na artyzm wykonania, budowle ogromne, solidne ale toporne. Być może pozostałości
to Sacsayhuaman, Machu Picchu czy Liksus i Gadeira. Krąg ateńsko-egipski bardziej
zdobny, wszystkie jednak ustępują finezyjnemu budownictwu w Azji. Czy to był jeden
krąg cywilizacji Bogów czy kilka, nie wiem, mówimy wszak o dziesiątkach tysiącleci.
Wkradają się pomiędzy nie budowle wycinane w litej skale w Indiach, w Petrze czy
Abu-Simbel. Powstaje krąg budujących z małych cegieł na terenie Mezopotamii czy Indusu.
Ile tysiącleci cywilizacja Bogów przebywa na Ziemi? Wymiera czy odlatuje. Czy
odwiedzają nas następni? Skąd wzięli się ci z długimi zębami? Kto 16 tysięcy lat
temu buduje twierdzę Akakor? Kto ostrzega plemię Ogha-Mogulala o nadchodzącym
katakliźmie? Dlaczego nie zostają ostrzeżone wojska Atlantydy czy Grecji? Czy
ostatnie dynastie półbogów i kasty kapłańskiej schodzą z tego świata przed 7
tysiącami lat? Czy to właśnie wtedy cywilizacja ludzi rozpoczyna kroczyć własną
drogą? Pytania, pytania, pytania...
|
|
Czy kiedykolwiek Ziemia była odwiedzana przez przybyszów z kosmosu nie sposób ustalić.
Ślady, o których pisałem na początku są ignorowane przez naukę i sprowadzane do
sprytnego fałszerstwa, natomiast pisane przekazy starożytnych zaliczono do radosnej
twórczości, fantazji i majaków. Od małego wmawia nam się, że nasz przodek był
nierozgarniętym, małpowatym debilem zamieszkującym jaskinie, zajętym tylko
zdobywaniem jedzenia i przypadkiem wymyślającym coś nowego raz na kilka tysięcy lat.
Taka indoktrynacja sprawiła, że dziś światowa nauka posiada kilkumilionową armię
fundamentalistów gotową umrzeć za Darwina, byle tylko nie dopuścić do głosu inaczej
myślących. To zaś, że najstarsza historia ludzkości nie zgadza się z większością
faktów nie ma dla nich znaczenia. Te fakty się usuwa, ukrywa, niszczy lub fałszuje
i w ten sposób pozbywa problemu. Najstarsza historia człowieka jest niespójna i
wymyśla się coraz bardziej dziwaczne historie, byle tylko ją uprawdopodobnić.
Wszystko to stwarza wrażenie dziejowego spisku małej, ale silnej grupy historyków,
mającego na celu nie dopuszczenie zwykłych ludzi do poznania prawdy. Czy nie lepiej
zbudować nową hipotezę bazującą na przekazach starożytnych i spróbować ją zweryfikować?
•
Przygoda życia rozumnego zaczyna się, jak przekazują starożytne teksty, ponad
400 tys. lat temu. Jakaś grupa Obcych rozpoczyna eksplorację naszej planety. W
celu zrzucenia ciężkiej pracy na inne barki postanawiają stworzyć rozumnego
robotnika. Tak, według Sumerów, dochodzi do stworzenia pierwszego człowieka.
W drugiej kolejności stworzona zostaje kobieta, by zapewnić ciągłą reprodukcję
siły roboczej. Stwórcy absolutnie nie zamierzali stworzyć sobie konkurenta,
dlatego tworzą człowieka niedoskonałego. Przede wszystkim blokują gen długiego
życia i pozbawiają go innych "boskich" właściwości, których my nawet się nie domyślamy.
•
W pewnym momencie dochodzi do aktu mającego kapitalne znaczenie dla przyszłości
ludzi. Grupa Obcych zaczyna współżyć z ziemskimi niewiastami, zapoczątkowując
nową rasę mieszańców, zwaną półbogami. Co więcej, ta grupa Obcych zostaje odrzucona
przez resztę "boskiej" społeczności, jako skażona pierwiastkiem ziemskim i otrzymuje
zakaz opuszczania Ziemi i kontaktowania się z pozostałymi. Nie obyło się chyba bez
walki. Stare przekazy wspominają o jakiejś walce między Bogami w przestrzeni
kosmicznej. Z konieczności grupa ta tworzy pierwszą boską dynastię na Ziemi.
Odlatując, Obcy pozostawiają skazanym technikę kosmiczną bez możliwości podróżowania
w głębinach kosmosu. Ta właśnie grupa, pozbawiona możliwości powrotu do swej
kosmicznej ojczyzny, rozpoczyna organizację społeczności na naszej planecie stając
się pierwszymi Bogami.
Zastanawiający jest także fakt, dlaczego w akcie mezaliansu uczestniczą Bogowie
tylko płci męskiej. Wygodnictwo Bogów czy gorzka świadomość Bogiń kłopotów
związanych z ciążą i porodem? A może boginie, dorównujące wzrostem bogom, nie
odczuwały żadnej przyjemności, gdy w okolicy łona plątał się jakiś ludzki, męski
kurdupel?
•
Życie na Ziemi kilkakrotnie zostało zagrożone wielkimi kataklizmami o skali
ogólnoświatowej. Potop sumeryjski (biblijny?) około 37 tysięcy lat temu był
prawdopodobnie przyczyną zniszczeń na niewyobrażalną skalę. Ale istniejąca
jeszcze cywilizacja Bogów zdołała odbudować cywilizację ludzi (królestwo ponownie
zeszło z nieba). Drugi, podobny kataklizm wydarzył się około 12,5 tysiąca lat temu.
Czy wtedy interweniowali Bogowie? Nie wiem, czy jeszcze byli obecni. Prawdopodobnie
byli, choć chyba już nieliczni. Po nich schodzi ze sceny rasa półbogów pozostawiając
ludziom wiedzę i znajomość pisma (nie mylić z alfabetem, który dopiero później
wymyślili sami ludzie). Ludzie zostali pozostawieni samym sobie, chociaż jeśli
uwierzyć Sumerom, ostatnia wizyta Bogów miała miejsce około 3760 r. pne. Od tego
czasu człowiek rozpoczyna swoją już przygodę z nauką i techniką, jednak w ciągu
tysiącleci naturalne kataklizmy i wojny powodują, że wiedza starożytna zostaje
zniszczona i zapomniana. Rozpoczyna się błądzenie po omacku, które w niektórych
dziedzinach wiedzy trwa po dzień dzisiejszy. |